[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Doskonały ład i estetyka wystroju pokoju jakbydopełniały idealny wizerunek Cobiego.Otworzyła drzwi szafyi zobaczyła równy rząd ubrań.Wiedziała, że w dwóch komodach znajdują się koszule i skarpety, kolejno otwierała więc szuflady i dokonywała ich inspekcji.Nie miało znaczenia, że o porządek dbał tu Giles.Dobrze wiedziała, jak wyglądają pokojeRaineya i jaki panuje tam bałagan.W kącie sypialni stało biurko, na które często spoglądała,dzieląc z mężem łoże.Tam również wszystko było na swoimmiejscu, podobnie jak na półce z książkami obok.Całą ścianęzajmował olbrzymi kredens.Machinalnie spróbowała go otworzyć, choć wiedziała, że nie powinna, że grzeszy wścibstwem.Nie mogła się jednak powstrzymać.Drzwi były zamknięte, a klucz nie tkwił w zamku.Przejętanagłą trwogą pomyślała, że ten mebel kojarzy jej się z Cobiem.Do jego wnętrza też nie miała klucza i chyba nikt nie miał.Bezprzekonania pociągnęła za uchwyt na drzwiach.Okazało się, żezamek jest stary, więc zasuwka puściła.Poczuwszy się jak czarny charakter z powieści detektywistycznej Arthura Conan Doyle'a, zajrzała do środka.Znowu niemogła się powstrzymać.Lewa część kredensu wciąż pozostawała zamknięta, prawa, z głębokimi półkami, była już dostępna.Dinah nie wiedziała, czego należy się spodziewać, ale to, coznalazła, bardzo ją zdziwiło.Na dole leżały talie kart starannie ułożone jedna na drugiej,niektóre używane, inne nowe.Były też lekkie piłki różnych kolorów i wielkie, jedwabne chustki do nosa w jaskrawych odcieniach, zupełnie nie takie, jakie zwykł nosić Cobie.Gdy ostrożnie dotknęła jednej z nich, ze zgrozą przekonała się, że jest połączona rogiem z następną, ta znowu z następną i tak dalej.Próbowała odłożyć chustki w taki sposób, jak leżały wcześniej,ale okazało się, że to nie takie łatwe.Znalazła kilka leciutkich maczug żonglerskich, pomalowanych na niebiesko i srebrno, oraz jedwabny cylinder, znowu jednak nie taki, by Cobie mógł go włożyć na głowę.Zresztą gdyzajrzała do kapelusza, uznała, że nikt wcale nie zamierzał gonosić.Mieniły się w nim kolorami pierzaste pałeczki.Obok napółce leżały drewniane i metalowe kółka, a także stosik kapeluszy z papieru.Zrodkową półkę zajmowały dziwaczne pudła i pudełka różnych kształtów i wielkości.Dinah nie miała pojęcia, do czegomogłyby służyć, mimo że dokładnie je obejrzała.Szczególniejedno wydało jej się bardzo piękne.Na górnej półce znajdował się brązowy melonik podobny dotych, jakie wkładają rzemieślnicy, gdy w wolny dzień próbują udawać właścicieli ziemskich.Obok były szale: niektóre jedwabne, inne wełniane, a wszystkie zniszczone, lecz mimo to -jak wszystkou Cobiego - starannie uporządkowane.Towarzyszyły im pieczołowicie złożone wełniane, żółtobrązowe spodnie, krótka brązowamarynarka z sukna i para ciężkich butów.Wielka lalka z jaskrawymi rumieńcami na policzkach siedziała i szeroko się uśmiechała.Drewniana głowa obracała się na bolcu wpuszczonym w szmaciany korpus.Dinah poczuła się jak kobieta z historii o Sinobrodym, któraweszła do zakazanego pokoju, by tam odkryć dziwne rzeczy.Wprawdzie w tych rzeczach nie było nic strasznego, ich dziwność nie ulegała jednak wątpliwości.Pogrzebawszy w pamięci,Dinah zorientowała się w końcu, że jeśli nawet nie znalazła klucza do wnętrza Cobiego, to w każdym razie już wie, do czegoto wszystko służy.Miała przed sobą warsztat prestidigitatora.Jeszcze jako mała dziewczynka nieraz siadywała w salonach, wydawała ochy i achy i głośno klaskała, gdy przejezdnymagik robił sztuki z rekwizytami podobnymi do tych, które znalazła w kredensie.Wielka lalka niewątpliwie służyła popisombrzuchomówcy.Do czego, u licha, to potrzebne Cobiemu? Przypomniała so-bie jego powagę, urok, zawsze nieskazitelny strój.Ten elegant,dla którego ogłada była miarą człowieka, słynął w towarzystwieze swych manier.Absolutnie nic nie wskazywało, że Cobie może przechowywać tak dziwaczny zestaw przedmiotów, a tymbardziej że umiałby zrobić z nich użytek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]