[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jej mniemaniuMathilde była okropna, z pewnością dużo gorsza odrozhisteryzowanej Clementine.Ale czy nie powinno sięjednakowo lubić własnych sióstr? Czy faworyzowanie jednej znich nie jest złe? A może takie relacje obowiązują wyłączniematki i dzieci? Poczuła się kompletnie zagubiona w kwestii relacjirodzinnych. Masz dziwny akcent zwróciła się do Mathilde, próbujączmienić temat. Skąd jesteś? Pilnuj swojego nosa.Teraz pochodzę stąd. Przepraszam.Nie chciałam. Zdaje się, że ty chyba też jesteś już stąd.Zatem nie mażadnych niespodzianek.Błędem byłoby przypuszczać, że córkawiniarza pijaczyny i zdzirowatej barmanki może do czegoś dojść.Z pewnością nie wyglądasz na kogoś, kto ma się gdzie podziać.Sophie zarumieniła się ze wstydu.Mathilde miała rację.Doniczego nie doszła i nie miała dokąd pójść. Cóż, przepraszam. zaczęła. Nie przepraszaj przerwała jej Mathilde, która wychyliłaresztkę anyżówki i zbierała się do wyjścia.Zwinek dzwignął sięna nogi i spoglądał nieufnie na jej szpilki.Być może w przeszłościmiał już okazję poczuć na swoim miękkim zadzie, jakie są ostre,pomyślała Sophie. Nie chciałam. Mówiłam ci już, żebyś nie zdzierała sobie gardła warknęłaMathilde. Naprawdę, gówno mnie to obchodzi.Możesz robić, cochcesz, być, kimkolwiek jesteś, i pochodzić, skąd sobie chcesz.Wogóle mnie nie interesujesz.Jesteś mi obojętna. Po tych słowachodwróciła się na pięcie, chwyciła butelkę ze stołu i wyszła zkuchni.Sophie w swoim życiu była już wielokrotnie poniżana; czułasię nikim i rozpaczliwie pragnęła, by ktoś ją docenił.Jednak to, wjaki sposób Mathilde ją potraktowała, jak ją zlekceważyła, cóż, tonaprawdę zabolało.Nie miała wobec swoich sióstr żadnychkonkretnych oczekiwań, często jednak marzyła, by ktoś okazał jejtrochę życzliwości, nawet jeśli to miałby być niechlujny lump iprymityw.Tak więc zdarzyło jej się doświadczyć okrucieństwa zestrony ludzi z marginesu czy też zaćpanych narkomanów.A terazMathilde, to uosobienie piękna i elegancji, tak ją zraniła.Czyżbyodgadła, że największym zmartwieniem Sophie było to, że taknaprawdę nikomu na niej nie zależy? Czyżby tamta wiedziała, żeSophie, leżąc nocą w łóżku, rozpaczliwie starała się przypomniećsobie kogoś, komu jej los nie byłby obojętny?Pochyliła się, oparła głowę o stół i przyłożyła policzek dozimnego drewna.Złożyła dłonie na kolanach i wybuchnęłapłaczem.Jaką była idiotką, że przyjechała tu zupełnie sama.Przecież niema pojęcia, co zrobić, jak się zachować w tej sytuacji.Powinnazabrać ze sobą przyjaciółkę Franceskę czy też Xaviera, byłegochłopaka, albo nawet Rico, jeszcze wcześniejszego chłopaka.Wszyscy oni mieli rodziny, nawet jeśli postanowili je porzucić.Sophie natomiast nie była w stanie wytrzymać z matką,nieszczęśliwą kobietą o gołębim sercu, która co rusz pakowała sięw nowe tarapaty z szefem, facetem czy też właścicielemobskurnego mieszkania aż w końcu zniknęła na dobre, gdycórka skończyła dwanaście lat.Od tego czasu Sophie nie miała pojęcia, co znaczy słowo rodzina.Dziewczynkę oddawano pod opiekę kolejnychrodziców zastępczych, za każdym razem jednak historia siępowtarzała.Najpierw pojawiały się problemy w szkole, następniena podwórku, a w końcu także w domu.W wieku piętnastu latSophie odkryła, że bez trudu może się wtopić w wąskie uliczkiParyża i rozpocząć życie na własną rękę.Ludzie, którychwówczas poznała, byli do niej podobni.Ona sama miała już mniejoczekiwań, a co za tym idzie, doznawała mniejszych rozczarowań.%7łyła z dnia na dzień.Głód poszukiwania jedzenie.Chłód poszukiwania ciepło.Nie było w tym żadnej filozofii.Nawetjeśli się zdarzało, że była głodna czy marzła, nigdy nie zostałasama.Przez jakiś czas miała pracę na pół etatu w stoisku Guerlaina wdomu towarowym Le Bon Marchc.Wszystko dzięki Francesce.To dzięki niej przez kilka godzin w tygodniu uzupełniałazapasy na półkach.Pózniej, pewnego dnia, kiedy Francescawyszła na lunch, Sophie musiała zrobić makijaż wyjątkowowybrednej klientce, którą oczarowały jej umiejętności.Kierowniczka stoiska, siwiejąca wiedzma po pięćdziesiątce, którazwykle kazała Sophie chować się na zapleczu, by jej ponury,niechlujny wygląd nie odstraszał kupujących, zmieniła ton, gdyinne wymagające klientki zaczęły o nią wypytywać.WówczasSophie przestała kryć się w piwnicach i zaczęła pracować na pełnyetat w salonie.Pokochała to zajęcie całym sercem; uwielbiała budzić się oporanku ze świadomością, że ma dokąd pójść.Kochała Le BonMarche i maleńkie ciasteczka w kafejce dla klientów, któreprzyprawiały ją o dreszczyk emocji.No i oczywiście stoiskoGuerlaina: wszystkie te kolory, brązy, odcienie żółci, szkarłaty ipurpury, mieniące się cienie do powiek i lśniące błyszczyki do ust.Setki różnych podkładów do twarzy! Czternaście odcieni czerni!Otoczona tym żywym kalejdoskopem barw, Sophie poczuła się wswoim żywiole.Właściwie dopiero wówczas odkryła, czym taknaprawdę był ów żywioł.Wystarczyło kilka pensji, by przeprowadziła się do lepszegomieszkania.Wprawdzie było maleńkie i znajdowało się wpozbawionej windy pięciopiętrowej zatłoczonej kamienicy wMontparnasse, Sophie jednak zaczęła myśleć o normalnym życiu;takim samym, jakie prowadziły klientki, którym robiła idealny,wyszukany makijaż.Samo to, że ośmieliła się mieć jakiekolwiekmarzenia, było nie lada sukcesem w życiu Sophie, która do tejpory wierzyła, że los jej został już ustalony raz na zawsze i nie maw nim miejsca na wygodne łóżko, regularne posiłki czyprzynależność do jakiejkolwiek grupy.Właśnie to ostatnie najbardziej ją cieszyło.Należała dospołeczności pracujących.Wcześniej, kiedy szła korytarzamimetra w swoich starych łachach i znoszonych buciorach,przechodnie jej unikali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]