[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziesięćmetrów.Dwadzieścia.Jak daleko do cienkiego lodu? Był dopiero pierwszy tydzieńgrudnia i jezioro nie mogło jeszcze zamarznąć tak mocno, by utrzymać ciężarsamochodu.Trzydzieści metrów.Wtedy właśnie Groome usłyszał ostry jak wystrzał trzask.Przódsamochodu przechylił się w dół, reflektory nagle zginęły w śniegu i łamiącym się lodzie.Kolejny trzask i samochód przechylił się w przód pod dziwacznym kątem, a czerwonetylne światła wskazały niebo.Teraz pękł także lód pod tylnymi kołami i samochód wpadłdo wody.Reflektory zgasły, gdy zostały zalane przewody elektryczne.Koniec rozegrał się w świetle księżyca, w krajobrazie wysrebrzonym świetlistą bielą śniegu.Samochód kołysał się chwilę na wodzie, silnik zakrztusił się, woda wciągała wózgłębiej, biorąc go w posiadanie.Teraz odgłos chlapania, płynne zamieszanie, gdysamochód wślizgiwał się głębiej i zaczynał obracać.Zatonął kołami do góry, a dachutkwił w mule.Groome wyobrażał sobie kłęby ciemnych osadów, zasłaniające sączącesię z góry, wodniste światło księżyca.Jutro ktoś zobaczy połamany lód, pomyślał Groome, i doda dwa do dwóch.Biedna,przemęczona doktor Elliot, jadąc nocą do domu, przegapiła zakręt i przez nieuwagęwjechała na pochylnię dla łodzi.Co za tragedia.Usłyszał odległe zawodzenie syreny policyjnej i odwrócił się w nagłym napięciu.Dopiero gdy wóz patrolowy minął go, a potem zniknął w oddali, pozwolił sobie lżejodetchnąć.Policję wezwano gdzie indziej  nikt nie był świadkiem jego zbrodni.Odwrócił się i zaczął iść szybkim krokiem, ku ciemności Beech Hill.Czekała goniemal pięciokilometrowa wyprawa z powrotem do jaskini, gdzie wciąż miał wiele dozrobienia. Rozdział 25Czuła, jak ciemność zamyka się wokół niej, czuła szok wywołany lodowatymiobjęciami wody omywającej jej ciało i nagle odzyskała przytomność, budząc sięw rzeczywistości znacznie bardziej przerażającej niż jakikolwiek senny koszmar.Czarne ciemności więziły ją w przypominającej trumnę ciasnej przestrzeni.Niewiedziała, gdzie jest góra, a gdzie dół.Czuła jedynie, że woda wspina się wokół niejcoraz wyżej, chlupiąc wokół jej pasa, zaraz potem wokół piersi.Machała rękomaw panice, instynktownie wyciągając szyję, by utrzymać głowę nad powierzchnią, alestwierdziła, że jej ciało jest przypięte.Szarpała za przytrzymujący ją pas, ale nie mogłasię uwolnić.Woda moczyła już jej kark.Oddechy zamieniły się w rozpaczliwe łykaniehaustów powietrza, jakby pełnych paniki szlochów.A pózniej nagle wszystko wywróciło się do góry nogami.Miała czas na jeden tylko głęboki wdech  zaraz potem przewróciła się na bok,a woda zalała jej głowę, wpływając do nozdrzy.Połykająca ją ciemność była światem absolutnej, płynnej czerni.Claire rzucała się,schwytana pod wodą głową w dół.Płuca ją bolały, rozsadzał je ostatni zaczerpnięty haustpowietrza.Znów szarpnęła za pas na piersiach, ale nie chciał się rozluznić, nie chciał jejwypuścić.Powietrze! Potrzebuję powietrza! W uszach waliły jej młoty, w mózgurozbłyskiwały światła, ostrzegając o niedoborze tlenu.Traciła już siłę w kończynach,a jej wysiłki ograniczały się do bezużytecznego szarpania za więzy.Przez coraz gęstszewarstwy zagubienia zdała dobie sprawę, że ściska w dłoni coś twardego, coś, czegokształt rozpoznawała.Klamrę pasa bezpieczeństwa.Była w samochodzie.Zapięta pasamiw samochodzie.Rozpinała ten pas już tysiące razy, więc teraz jej palce automatycznie znalazłyprzycisk zwalniający.Przytrzymujące ją więzy zniknęły.Kopała i machała rękoma i nogami, uderzając o ścianki samochodu.Oślepiona wodą,zdezorientowana w ciemnościach, nie potrafiła nawet powiedzieć, gdzie jest góra, gdziedół.Palce, desperacko chwytające się wszystkiego, złapały kierownicę, otarły się o deskęrozdzielczą.Potrzebuję POWIETRZA!Jej płuca zaczynały się buntować i już, już miała wciągnąć wodę, gdy nagle obróciłasię, a jej twarz wyskoczyła nad powierzchnię, w komorę powietrzną.Claire odetchnęłagłęboko, raz, drugi i trzeci.Powietrza zostało zaledwie kilkanaście centymetrów, a i tailość szybko się zmniejszała.Jeszcze kilka oddechów i już nic nie zostanie. Dzięki świeżemu dopływowi tlenu jej mózg znów zaczął funkcjonować.Zmusiła siędo spokoju i myślenia.Samochód stoi na dachu.Trzeba znalezć klamkę i otworzyćdrzwi.Wstrzymała oddech i zanurzyła się w wodę.Szybko namacała klamkę i szarpnęła.Poczuła, jak zamek odskakuje, ale drzwi nie chciały się otworzyć.Dach samochodu zbytgłęboko zapadł się w muł, który je zablokował.Oddech!Wynurzyła się znów w komorze powietrznej i stwierdziła, że zostało jej zaledwiekilka centymetrów.Wciągając do płuc resztki tlenu, desperacko próbowała zorientowaćsię w postawionym na głowie świecie.Okno.Otworzyć okno.Ostatni oddech, ostatnia szansa.Znów zanurzyła się w wodę, szukając na oślep korbki.Palce miała już tak zdrętwiałez zimna, że z trudem chwyciły rączkę.Każdy obrót zdawał się trwać całą wieczność, aleczuła, jak okno otwiera się, a szpara poszerza.Gdy już otworzyła je na całą szerokość,głód powietrza osiągnął stan alarmowy.Przepchnęła przez otwór głowę i ramiona i nagleznów nie mogła się ruszyć.Kurtka! Zaczepiła się!Rzucała się, usiłując się przepchnąć dalej, ale jej ciało tkwiło częściowo na zewnątrz,częściowo w środku samochodu.Sięgnęła do zamka błyskawicznego i rozpięła kurtkę.W jednej chwili wyswobodziła się i gwałtownie wystrzeliła ku słabej jasności gdzieśw górze.Przebiła się na powierzchnię, rozpryskując wodę jak milion diamentów w świetleksiężyca.Wciągnęła powietrze w płuca i chwyciła najbliższą lodową krawędz.Trwałatak przez moment, dygocąc i charcząc w lodowatej nocy.Straciła już czucie w nogach,a ręce miała tak zdrętwiałe, że z trudem trzymała się lodu.Usiłowała się nań wyczołgać, udało jej się podnieść nieco ramiona, ale natychmiastwpadła z powrotem do wody.Nie było czego się trzymać, za co chwyci, wszędzie tylkośliski lód, pokryty puszystym śniegiem.Bezradnie drapała rękami powierzchnię brakowało punktu zaczepienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •