[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ben przyjal ten prezent, choc wiedzial jedynie, ze to sie stalo i juz oraz ze - gdy przyciagnal do siebie jej nagie cialo - po raz pierwszy w swym trzydziestosiedmioletnim zyciu poczul, ze to ta jedyna.Wreszcie wszedl w nia, a ona wypelnila sie nim.Wszystko bylo takie swieze i cudowne.Nie musieli szukac rytmow i wzorcow, by znalezc zadowolenie.Wiedzieli, co sprawi im najwieksza przyjemnosc, jakby byli kochankami od dziesieciu lat.Brzeczacy delikatnie klimatyzator utrzymywal w pokoju mily chlod, Benny jednak mial prawie metafizyczna swiadomosc, ze na okna naciera od zewnatrz pustynny zar.Klimatyzowany pokoj byl jak samotny pecherzyk zimnego powietrza zawieszony w oceanie goraca, podobnie jak wspaniala chwila czulej milosci - wrzucona w nurt zwyklych sekund i minut banka zatrzymanego czasu.Okna byly zasloniete i tylko jedno malutkie okienko w kuchni, wykute wysoko w scianie, mialo nie zaslonieta, polprzezroczysta szybe.Przez nia wlasnie plynely coraz goretsze promienie wschodzacego slonca.Liscie palm, kolyszace sie leniwie na wietrze, filtrowaly jaskrawe swiatlo i rzucaly na naga skore kochankow miekkie cienie, falujace wraz z ruchem ich cial.Ben widzial twarz Rachael wyraznie, mimo iz mrok byl jeszcze slabo rozswietlony.Miala zamkniete oczy i rozchylone usta.Z poczatku wciagala powietrze spokojnie, potem jej oddech stal sie przyspieszony.Kazda zmarszczka byla rozkosznie zmyslowa i zarazem niezmiernie mu droga.To poczucie wartosci, jaka dla niego przedstawiala, znaczylo dla Bena wiecej niz wstrzasajaca zmyslowosc jej wygladu.Tu chodzilo bardziej o sfere doznan emocjonalnych anizeli fizycznych, choc obie stanowily efekt wspolnie spedzonych miesiecy i zafascynowania, ktoremu ulegl.To wlasnie ta kobieta byla dla niego osoba szczegolna, a sam akt fizycznego zespolenia stanowil cudowne uzupelnienie milosci duchowej.Czujac, ze Benny patrzy na nia, Rachael podniosla powieki i spojrzala mu prosto w oczy.Ten nowy stopien wzajemnego kontaktu porazil go.Drgajace promienie poranka niosly ze soba coraz wiecej jaskrawego swiatla; zaczely zmieniac barwy znajdujacych sie w pokoju przedmiotow, ktore przestaly byc srebrzystoszare i staly sie pomaranczowe, zolte i zlote.Kolorowe cienie polozyly sie takze na twarzy Rachael, na jej wysmuklej szyi i pelnych piersiach.W miare jak roslo natezenie swiatla, zwiekszalo sie takze tempo, w jakim sie kochali.Wreszcie oboje zaczeli dyszec, kobieta krzyknela raz i drugi, a lekki wietrzyk za oknem zmienil sie w gwaltowny wicher, zginajacy drzewa palmowe, rzucajacy na lozko przez kuchenna szybke niesamowite cienie.Dokladnie w chwili gdy refleksy swietlne drgnely raptownie i zafalowaly, Ben przyspieszyl, wszedl w Rachael jeszcze glebiej i wyrzucil z siebie obfity zapas nasienia.Wraz z ostatnia kropla wytrysku wyczerpala sie tez sila wichru, ktory ucichl i oddalil sie w inne zakatki globu.Potem Benny zszedl z niej i lezeli zwroceni do siebie twarzami, tak blisko, ze mieszaly im sie oddechy.Panowala cisza.Zadne z nich nie odezwalo sie, bo nie czulo takiej potrzeby.Powoli znow zaczeli zasypiac.Benny jeszcze nigdy nie czul sie taki szczesliwy i zadowolony.Nawet w starych dobrych czasach swej mlodosci, zanim przyszlo Zielone Pieklo, zanim byl Wietnam, nie zaznal czegos takiego chocby w polowie.Rachael zasnela przed swym kochankiem i Ben przez chwile z rozkosza patrzyl, jak w pokrytym slina kaciku jej ust pojawil sie malenki pecherzyk powietrza i zaraz pekl.Powieki zaczely mu ciazyc i ostatnia rzecza, ktora zobaczyl, nim je zamknal, byla delikatna - prawie niewidoczna - blizna na twarzy Rachael, slad po uderzeniu szklanka przez Erica.Popadajac w stan blogosci, Ben zaczal nawet zalowac go, bo naukowiec nie zdawal sobie sprawy, ze najblizsza niesmiertelnosci jest milosc.Czlowiek nigdy nie pozna nic wspanialszego.Jedyna i najlepsza odpowiedzia na wyzwanie smierci jest kochac sie.Kochac.16W strefie zywych trupowPrzez czesc nocy lezal kompletnie ubrany na lozku w domku nad jeziorem Arrowhead, w nie nazwanym stanie glebszym niz sen i twardszym niz spiaczka.Temperatura jego ciala wciaz opadala, serce uderzalo tylko dwadziescia razy na minute, krew ledwo krazyla, a oddech byl rzadki i plytki.Czasami praca serca i pluc ustawala calkowicie na dziesiec-pietnascie minut, kiedy zycie organizmu sprowadzalo sie do poziomu komorkowego.Trudno to jednak nazwac zyciem - byl to raczej zastoj, rodzaj czesciowego uspienia, jakiego nie doswiadczyl jeszcze zaden czlowiek na ziemi.Podczas tych okresow zawieszonego ozywienia, kiedy to komorki odnawiaja sie powoli i wykonuja swe funkcje w znacznie ograniczonym tempie, cialo zbieralo energie, aby wykorzystac ja w kolejnej fazie, fazie swiadomosci i przyspieszonej regeneracji.Tak, jego cialo zdrowialo, i to ze zdumiewajaca szybkoscia.Z godziny na godzine zabliznialy sie rany, a zadrapania pokrywaly strupem.Spod ciemnoniebieskawych sincow, ktore powstaly w wyniku zderzenia z pedzaca ciezarowka, wyzieraly juz zoltawe cienie - znak, ze krew ze zmiazdzonych naczyn krwionosnych ustepowala z tkanek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]