[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na gaz - dodat, widząc na ich twarzach osłupienie.- Chyba nie myśleliście, że załatwiłem wam lewą spluwę? Na wszelki wypadek.Trzymajcie go w samochodzie albo noście w kieszeni.Jest mały, zmieści się.Nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać.Myśleliście o mojej propozycji?- Jakiej? - Pytanie padło z ust Julii.- Nic nie wiem o żadnej propozycji.- Nie powiedziałeś jej?- Jakoś się nie złożyło - wymamrotał Paweł.- Teraz powiem.Chodzi o to, że Andrzej zdobył odpis wyroku skazującego Bońca.- A to tak można? - zdziwiła się pani Jadwiga.- Nie można - odrzekł detektyw, gdy Paweł zawahał się na chwilę.- Aha.- Pokiwała głową.- To o co chodzi z tym wyrokiem?- Chcemy rozwiesić kserokopię na klatce schodowej w jego domu, wysiać do pracy, podrzucić kolegom taksówkarzom.Anonimowo, rzecz jasna.I w rękawiczkach, żeby nie zostawić odcisków palców.- Będzie wiedział, że to ktoś z nas - zaoponowała Julia.- Owszem.Liczymy na to, że go poniesie - zakończył niechętnie Paweł.- Nie zgadzam się.Trzymajmy się planu pana Adama.Możecie najwyżej mu powiedzieć, że o tym nękaniu mnie powiadomicie sąsiadów, ale nie próbujcie żadnych nielegalnych akcji.To ryzykowne.- No tak, kochanie, ale ten plan wymaga pewnej aktywności z twojej strony.- zacząłostrożnie jej ojciec, któremu propozycja detektywa bardzo odpowiadała.- W porządku.Zrobię to.- Nie czekając, aż ogarnie ją znajoma fala strachu, Julia wzięła kwiaty i z determinacją, której nie czuła, wyszła z mieszkania.Upewniwszy się, że mężczyźni podążają za nią, wyszła przed budynek.- Gdzie on jest? - zapytała.- Tam.- Topornicki wskazał ręką w stronę miejsca, gdzie wcześniej zauważył auto Bońca.Julia ruszyła w tamtym kierunku.Nie była jednak gotowa do spotkania z nim.Widziała, jak mężczyzna wysiadł z samochodu i zaczął biec w jej stronę.Rzuciła bukiet na trawnik i uciekła.- Zrobiłam to - wysapata po chwili, opadając na krzesło w kuchni.- Zrobiłam.Wyszłam z domu i zrobiłam to!- Czy nie powinna pani powiedzieć: „Nie chcę cię widzieć, nie przychodź tu więcej, nie nachodź mnie" czy coś w tym stylu?- Komunikacja niewerbalna wyszła jej doskonale.- Paweł rozumiał rozbawienie Topornickiego.Sytuacjanie była śmieszna, niemniej było w tym wszystkim coś tragikomicznego.- Świetnie ci poszło.- Ojciec postanowił podnieść ją na duchu.- Było doskonale, nie słuchaj ich.- Pani Jadwiga spoglądała na obu mężczyzn z niezadowoleniem.Obaj nie wydawali się zbyt przejęci.- Pewnie myśli, że kwiaty ci się nie spodobały.- Albo że nie lubi pani czerwonych róż.Julia prychnęła i.zaczęła się śmiać.Po chwili śmiali się wszyscy.Trochę histerycznie, ale to był dobry śmiech.Oczyszczający.xZrobiła to dziś.Podczas spaceru.Wyszli z domu celowo.Była już po temu najwyższa pora.Julia czuła się więźniem we własnym domu i miała tego dość.Nie potrafiła jednak wyrzucić z pamięci wyrazu twarzy Karola Bońca, gdy podeszła do niego i powiedziała:- W moim życiu nie ma dla ciebie miejsca.Nigdy nic między nami nie było i nie będzie.Nie chcę, żebyś przychodził.Nie dzwoń do mnie.Nie pisz.Odejdź i nigdy nie wracaj.- Ta radość, uśmiech, gdy ją zobaczył, a potem zdumienie, żal, rozpacz.Sprawił, że to ona poczuła się jak potwór, choć to on przemienił jej życie w piekło.I swoje też.Ten człowiek żył w piekle, które sam sobie stworzył.O czym ja myślę? - zdumiała się, gdy sobie uświadomiła, o czym myśli.To on zniszczył jej życie.Zaszczuł ją.Dlaczego zatem czuła się, jakby wyrządziła mu krzywdę? Nie może czuć się winna.Nie może.I nie powinna.Musi się bronić.Szybko zakończyli spacer.Tamten szedł za nimi cały czas.Nie odstępował ich na krok.Paweł z trudem hamował wściekłość.Obawiała się dnia, gdy będzie musiała wyjść z domu sama.Wiedziała, że kiedyś ten dzień nastąpi.Nie mogła przecież spędzić całego życia w zamkniętym pokoju, bojąc się własnego cienia.Wyjdzie z domu, a on będzie tam stał.Będzie na nią czekał.To właśnie usłyszała, zanim zamknęły się drzwi wejściowe do klatki schodowej.- Będę na ciebie czekał!xZnów to zrobił.Zdominował wszystkie jej myśli.Był wszędzie: w sklepie, podczas spaceru, pod blokiem.Siedział w samochodzie albo na ławce.Po prostu był.I patrzył.Smutno.Żałośnie.Rozpaczliwie.Czasami wyglądała przez okno i nie mogła dostrzec swojego prześladowcy.Ulga była jednak tylko chwilowa.Kilka minut później Julia znów uchylała żaluzje i sprawdzała, czy się nie pojawił.Zastanawiała się, gdzie jest i co robi, starając się przewidzieć jego kolejny ruch.Bezskutecznie.Wiedziała tylko, że ten człowiek na pewno się pojawi.To on jest potworem, powtarzała sobie.To on zniszczył moje życie.Powtarzała to sobie za każdym razem, gdy nienawiść wydawała jej się.brudna.Niekiedy czuła się, jakby to ona wyrządzała mu krzywdę.I w jego odczuciu z pewnością tak było.To on jest wrogiem.Musi o tym pamiętać.Nie wolno jej zapomnieć ani na chwilę.Ani litować się czy współczuć.Chwilami życzyła mu śmierci.Wyobrażała sobie, jak dręczyciel ginie w wypadku.Jak popełnia samobójstwo.Nie, samobójstwo nie, nie zniosłaby tego.Czułaby się odpowiedzialna za śmierć tegoczłowieka.Nie może nikomu o tym powiedzieć.Nikt by nie zrozumiał.Tamci potrafią go nienawidzić przez pryzmat tego, co Karol zrobił jej.Ona sama nie potrafi go nienawidzić, nie odczuwając zarazem wyrzutów sumienia.Nienawiść nie leżała w jej naturze.Źle się czuła z tym uczuciem.Tak jednak musiało być.Dla jej dobra.I dla dobra jej bliskich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]