[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pan Ratignolle należał do tych, których nazywamy solą ziemi.Cieszył się nieskończoną pogodą ducha, której dorównywały dobroć serca, hojne miłosierdzie i zdrowy rozsądek.Oboje z żoną mówili po angielsku z nieco obcym akcentem - uwydatniał się w przesadnie poprawnej, jakby ostrożnej wymowie i zupełnie nie angielskiej skłonności do emfazy.Mąż Edny mówił po angielsku nienagannie.Państwo Ratignolle doskonale rozumieli się nawzajem.Jeśli kiedykolwiek na tym padole dwie ludzkie istoty tworzyły jedną, to z pewnością ta para.Edna zasiadając w ich towarzystwie do stołu pomyślała: ”Wolałabym raczej napić się ziółek”, lecz bardzo szybko przekonała się, że obawy jej były nieuzasadnione - posiłek okazał się przepyszny, jedzenie proste, a jednak wyborne w smaku i pod każdym względem zadowalające.Monsieur Ratignolle uradował się na jej widok, jakkolwiek znalazł ją nie tak kwitnącą jak na Grand Isle i zalecił jakiś środek wzmacniający.Mówił dużo i na różne tematy, trochę o polityce, o wydarzeniach w mieście i w najbliższym sąsiedztwie.Mówił z ożywieniem i przejęciem akcentując pojedyncze sylaby z nie co przesadną powagą.Żona jego zdradzała żywe zainteresowanie wszystkim, co opowiadał, odkładała nawet widelec, aby wysłuchać męża z większym skupieniem, zgadzała się z nim we wszystkim, można by rzec, piła słowa z jego ust.Edna wyszła od nich raczej przygnębiona niż podniesiona na duchu.Krótkie spojrzenie na domową idyllę nie obudziło w niej ani żalu, ani tęsknoty.Ten rodzaj życia zupełnie jej nie odpowiadał, w czymś podobnym nie mogła dostrzec nic prócz niemal beznadziejnej, przerażającej nudy.Odczuła niemal litość i współczucie dla Madame Ratignolle - dla owej egzystencji bezbarwnej, która nie wznosi się ponad sferę ślepego ukontentowania, w której dusza nigdy nie zazna chwili niepokoju, nigdy nie zakosztuje szału i upojenia życiem.Edna zastanowiła się, co właściwie miało znaczyć - ”upojenie życiem”.Pojęcie to przemknęło jej przez myśl mimowiednie, jakby podszepnięte z zewnątrz.ROZDZIAŁ 19Edna nie mogła pozbyć się przekonania, że deptanie ślubnej obrączki i rozbicie kryształowej wazy było głupie i dziecinne.Skończyły się tego rodzaju wybuchy pasji, w których daremnie szukała ulgi.Zaczęła bez ograniczeń folgować swym uczuciom i upodobaniom.Skończyły się wtorkowe przyjęcia; nawet nie odwzajemniła wizyt tych osób, które ją odwiedziły.Porzuciła też próżny wysiłek utrzymania domu en bonne ménagere, wychodziła i wracała, kiedy jej przyszła ochota, i w miarę istniejących możliwości dogadzała nawet najbardziej przelotnym swym kaprysom.Pan Pontellier był mężem raczej pełnym kurtuazji, lecz tak długo, póki napotykał w żonie milczącą uległość.Jej nowy i nieoczekiwany sposób postępowania był dla niego całkowicie zaskakujący i oburzający.A kompletne lekceważenie małżeńskich obowiązków budziło gniew.Pan Pontellier stał się niegrzeczny, Edna - zuchwała.Postanowiła nigdy nie ustępować.- Uważam to za szaleństwo! Kobieta prowadząca dom, matka posiadająca dzieci, spędza w atelier całe dnie! Z większym pożytkiem spędziłabyś ten czas poświęcając go trosce o rodzinę.- Jestem w nastroju do malowania - odpowiedziała Edna.- Może nie zawsze tak będzie.- No to maluj.Ale - na miłość boską! - nie każ swojej rodzinie iść do diabła! Spójrz na Madame Ratignolle, zajmuje się muzyką, ale z tego powodu nie zezwala na kompletny chaos w domu.A lepsza z niej pianistka niż z ciebie malarka.- Ani ona nie jest pianistką, ani ja malarką.I wcale nie z powodu malarstwa zaniedbuję inne rzeczy.- A zatem z jakiego powodu?- Sama nie wiem.Zostaw mnie w spokoju, nie dokuczaj mi.Pan Pontellier dopuszczał chwilami podejrzenie, że jego żona zaczyna tracić równowagę umysłową.Widział wyraźnie, że przestała być sobą.To znaczy - nie był w stanie dostrzec, że dopiero teraz właśnie stawała się sobą, że pozbywała się coraz skuteczniej owej osobowości nieautentycznej, którą niby strój jakiś ubierała dla świata.Mąż Edny dał jej spokój, jak o to prosiła, i udał się do biura
[ Pobierz całość w formacie PDF ]