[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie, Tata by się dowiedział.Wyczułby, że portret jest w domu.Przesunęłam palcami po plastikowej folii, pochropowatych śladach pędzla tworzących smukłą sylwetkę dziadka, spokojną linię jegoramion i wyciągniętych nóg.Ledwo zdążyłam wrócić do łóżka, gdy wszedł Tata.Już wiedział.Chciałam się przesunąć,jakby zmiana pozycji pomogła mi ukryć to, co przed chwilą zrobiłam.Chciałam spojrzeć muw oczy, sprawdzić, czy naprawdę wie i jak się o tym dowiedział.Ale nie przesunęłam się i niespojrzałam, nie mogłam.Ze strachu.Wiedziałam, co to strach, jednak za każdym razemodczuwałam go inaczej, jakby występował w wielu smakach i barwach.– Wszystko, co robię, robię dla twego dobra – powiedział Tata.– Rozumiesz?– Tak, Tato.– Wciąż nie byłam pewna, czy wie o portrecie.Usiadł na łóżku i wziął mnie za rękę.– Kiedyś popełniłem grzech na moim własnym ciele – mówił.– Zobaczył to dobry ksiądz,u którego mieszkałem; chodziłem wtedy do Świętego Grzegorza.Poprosił mnie, żebymzagotował wodę na herbatę.Wlał ją do miski i zanurzył w niej moje ręce.– Tata patrzył miprosto w oczy.Nie wiedziałam, że kiedykolwiek popełnił jakiś grzech, że jest do tego zdolny.– Już nigdy więcej tak nie zgrzeszyłem.Ksiądz zrobił to dla mojego dobra.Gdy wyszedł, nie myślałam ani o jego zanurzonych we wrzątku rękach, ani o schodzącejskórze, ani o jego ściągniętej z bólu twarzy.Myślałam o portrecie Papa-Nnukwu w torbie.Powiedziałam o nim bratu dopiero nazajutrz, w sobotę, gdy zajrzał do mnie w porzenauki.Był w grubych skarpetach i bardzo ostrożnie stawiał nogi, tak samo jak ja.Ale nierozmawialiśmy o naszych stopach.Pomacał ukryty w torbie portret, powiedział, że też mi cośpokaże, i zszedł do kuchni.To coś było zawinięte w taką samą czarną folię i schował to wlodówce, pod butelkami fanty.Widząc moją zaskoczoną minę, wyjaśnił, że nie są to zwykłełodyżki, że to sadzonki fioletowego hibiskusa.Chciał je dać ogrodnikowi.Wciąż wiałyharmattany i ziemia była sucha, ale ciocia Ifeoma powiedziała, że jeśli regularnie jepodlewać, łodyżki mogą wypuścić korzenie, że hibiskusy nie lubią zbyt wilgotnej gleby,chociaż za suchą też nie przepadają.Gdy o nich mówił, błyszczały mu oczy i cały czas trzymał te zimne, wilgotne patyczki wwyciągniętych rękach, żebym mogła ich dotknąć.Powiedział o nich Tacie, lecz gdy tylkousłyszał jego kroki, szybko schował je z powrotem do lodówki.Na obiad był gulasz z jamu i jego zapach rozszedł się po całym domu, zanim jeszczezeszliśmy na dół.Pachniał naprawdę ładnie, a w żółtym sosie pływały kawałki suszonej ryby,warzywa i pokrojony w kostkę jam.Po modlitwie, gdy Mama zaczęła nakładać gulasz, Tatapowiedział:– Te pogańskie pogrzeby są bardzo kosztowne.Daj im krowę, a szaman od razu zażądakozy dla jakiegoś kamiennego bożka, potem drugiej krowy dla wsi i jeszcze jednej dlaumuada.Nikt nigdy nie spyta, dlaczego ci tak zwani bogowie nie jedzą mięsa, dlaczegozachłanni wieśniacy rozdzielają je między siebie.Śmierć człowieka jest dla nich okazją donapełnienia brzuchów, niczym więcej.Zaciekawiło mnie, dlaczego o tym wspomniał, co go do tego skłoniło.Milczeliśmy.Mamakończyła nakładać gulasz.– Wysłałem Ifeomie pieniądze na pogrzeb.Dałem jej wszystko, czego chciała.– I pokrótkiej pauzie dodał: – Na pogrzeb nna anyi.– Bogu niech będą dzięki – szepnęła Mama, a my jej zawtórowaliśmy.Pod koniec obiadu weszła Sisi i zameldowała, że przyszedł Ade Coker z jakimśmężczyzną.Adamu kazał im zaczekać przed bramą; robił tak, ilekroć ktoś odwiedzał nas wweekend, zwłaszcza w porze posiłku.Myślałam, że Tata każe im posiedzieć na tarasie iwyjdzie do nich po obiedzie, ale on kazał Sisi wpuścić ich frontowymi drzwiami.Odmówiłmodlitwę, chociaż jeszcze nie skończyliśmy jeść, i powiedział, żebyśmy zjedli bez niego, żezaraz wróci.Goście usiedli w salonie.Z jadalni ich nie widziałam, ale jedząc, wytężałam słuch znadzieją, że usłyszę, o czym mówią.Wiedziałam, że Jaja też podsłuchuje.Poznałam to potym, jak przekrzywiał głowę, po jego wpatrzonych w stół oczach.Rozmawiali po cichu, aleze szmeru słów bez trudu wyłowiłam nazwisko Nwankiti Ogechiego, zwłaszcza gdywypowiadał je Ade Coker, bo w przeciwieństwie do Taty i tego drugiego mężczyzny, prawienie zniżał głosu.Mówił, że zadzwonił do niego asystent Wielkiego Ogi – tak nazywał głowę państwa,nawet we wstępniakach – że zadzwonił i oświadczył, że Wielki Oga chętnie udzieli muwywiadu na wyłączność.– Ale pod warunkiem, że nie opublikuję artykułu o Nwankiti Ogechim.Co za głupiec.Mówił, że nasi informatorzy są nic niewarci, że sprzedają nam nic niewarte informacje, że tosame kłamstwa…Tata przerwał mu cicho, a wtedy ten drugi mężczyzna dodał coś o prominentach z Abudży,którzy nie chcą, żeby „Standard” opublikował taki artykuł tuż przed konferencją państwWspólnoty Narodów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •