[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Przeanalizowaliśmy nasz plan i doszliśmy do wniosku, że będę musiał wrócić na Zjednoczenie szybciej, niż pierwotnie myślałem.Szkoda, ale cóż mogę zrobić?–Rzeczywiście, szkoda – stwierdził Hytry, będąc w stanie równocześnie marszczyć czoło i uśmiechać się.– Oczywiście całe miasto wie, że byłeś dziś wieczorem na kolacji w Klubie Prezesów i bylibyśmy zawstydzeni, gdybyś wyjechał bez… jak to ująć? Powiedzmy – bez opinii równoważącej, ze strony naszego Komitetu Kierowniczego.Chcielibyśmy zaprosić cię na kolację odpowiednią dla takiego gościa.Jednak mając tak mało czasu… jesteś pewien, że nie możesz przesunąć wyjazdu przynajmniej do północy następnego dnia?–Nie – wolno odpowiedział Bleys.– Rozmawialiśmy właśnie o naszych planach i wyjadę o szóstej po południu.Te objazdy mają swoje prawa, wie pan.–No tak, rozumiem… chwileczkę! – prawie wykrzyknął Hytry.– Mam! Nadal zostaje czas, by zjeść jutro lunch.Nie pozwoli nam to tak naprawdę powitać pana w sposób, jaki planowaliśmy, ale da to członkom naszego Komitetu Kierowniczego poznać pana – czego wszyscy bardzo pragną; pozwól powiedzieć sobie, Bleysie Ahrensie, że będzie to z korzyścią i dla ciebie, ponieważ stanowimy Pierwszy Dom Gildii, przodujący na planecie.Bleys wolno potrząsnął głową.–Obawiam się, że nie – powiedział.– Planowałem spędzić cały dzień, pracując tutaj aż do wyjazdu, przygotowując przemówienia i załatwiając inne sprawy.Poświęcenie czasu na lunch oznaczałoby stratę części popołudnia, a zresztą i tak nie chcę opuszczać hotelu do chwili, aż pojedziemy do portu kosmicznego.–Całkiem zrozumiałe, całkiem zrozumiałe – powiedział Hytry.– A co pan powie na przygotowanie lunchu w hotelu.Nie straci pan więcej niż dwie godziny, obiecuję.Bleys ponownie z żalem potrząsnął głową.–Może półtorej godziny? – zapytał Hytry.– Gwarantuję, że nie zatrzymamy pana dłużej niż półtorej godziny.Nie? Godzinę?Bleys uśmiechnął się smutno.–Nie bardzo wiem, jak moglibyście zorganizować lunch w hotelu.Chociaż… może.Tak.Moglibyśmy użyć mojego apartamentu i przygotować lunch tutaj.Oczywiście twoi ludzie ponieśliby koszty.–Doskonały pomysł! – rozpromienił się Hytry.– Oczywiście.To my będziemy gospodarzami.O której godzinie możemy go urządzić?–W samo południe – stwierdził Bleys.– Równo o dwunastej i ostrzegam, o pierwszej musi być po wszystkim.–Nie ma problemu, rozumiemy – powiedział Hytry.– Proszę to zostawić mnie.Porozmawiam z hotelem i wszystkim się zajmę.–A więc dobrze.– Bleys wstał.– Teraz, jeśli pan wybaczy, mam jeszcze trochę do zrobienia przed pójściem do łóżka.Hytry natychmiast podniósł się z miejsca.–Tak, oczywiście.– Już szedł w stronę drzwi do windy.– Wobec tego, dobranoc.Bleys wcisnął klawisz na konsoli wbudowanej w poręcz fotela.Drzwi windy rozsunęły się, Hytry przeszedł przez nie, a Bleys usiadł z powrotem w dryfie, prawie uśmiechając się do Toni i Henry’ego.–Cóż – powiedział.– A więc mamy ofertę opozycji.Henry, właściwie, pomimo całej jego zgodności, możesz spodziewać się, że pojawi się tu z uzbrojonymi ochroniarzami.Wydaje mi się, że powinniśmy pokazać własną straż.–Domyśliłem się tego – odpowiedział Henry.– Żołnierze będą niewidoczni, ale w gotowości.–Rzecz w tym, że możesz ustawić ich na widoku – stwierdził Bleys.– Sądzę, że będą się tego spodziewać, wiedząc o ataku na nas.Będą również spodziewać się z mojej strony nadwrażliwości pod tym względem – ale nie spodziewam się ich więcej – nie tym razem.Rozdział 9 – Bleysie Ahrens – odezwał się Edgar Hytry, pocąc się lekko u szczytu stołu ustawionego w jednym z pokoi apartamentu Bleysa.– Czekaliśmy na twoje przybycie.W przeciwieństwie do nastawienia, z jakim prawdopodobnie zetknąłeś się w Klubie Prezesów, uważamy, że tak Wielki Nauczyciel jak ty, zawsze będzie serdecznie witany na Nowej Ziemi.Wypijmy za to!Wliczając Bleysa, Toni i Henry’ego, przy stole siedziało dwanaście osób.Pozostałą dziewiątkę stanowili Mistrzowie i Mistrzynie Gildii, sami członkowie Rady.Wszyscy unieśli teraz kieliszki z interesującym, białym winem o kwaśnawym posmaku i wypili.Bleys ledwie dotknął ustami zawartości swojego kieliszka i zaraz go odstawił.Zauważył, że Toni unika picia soku pomarańczowego wypełniającego jej kieliszek.Nie było w nim nic złego – dla kogokolwiek urodzonego i wychowanego na Nowej Ziemi.Ale hotel mógł oczywiście dostarczyć wyłącznie sok pochodzenia planetarnego, a smakiem różnił się on zdecydowanie od tego ze Zjednoczenia, którym zostali poczęstowani w Klubie Prezesów.Henry, jako człowiek rozsądny, pił kawę mającą smak zbliżony do tej, do jakiej był przyzwyczajony.Dahno był nieobecny, pochłonęła go jakaś jego sprawa.–Dziękuję – odpowiedział Bleys.– Zawsze przyjemnie jest dowiedzieć się, że mile cię widzą.Ponieważ posiłek miał trwać nie dłużej niż godzinę, z konieczności stał się raczej zestawem przekąsek niż posiłkiem, choć Mistrzowie Gildii postarali się, by serwowany był z największą ceremonią, do jakiej zdolny był hotel; był to pierwszy raz, gdy ktoś przy stole wykazał pragnienie poruszenia tematu, dla którego chcieli się z nim spotkać.Zdążyło już upłynąć pół godziny.–Widzi pan – choć oddzielała ich pełna długość stołu, Hytry nachylił się ku niemu konfidencjonalnie – wierny, mamy sposoby na dowiadywanie się o takich rzeczach, jak minęła pańska wczorajsza kolacja z Prezesami.Naturalne jest, że są podejrzliwi wobec przybycia kogoś takiego.Wydaje im się, że są właścicielami tej planety – choć wcale tak nie jest.Z dumą mogę powiedzieć, że to Gildie powstrzymują ich przed zostaniem absolutnymi tyranami.My przemawiamy w imieniu pracowników.Pan z nami, a my z panem.–A kto przemawia w imieniu bezrobotnych? – zapytał Bleys.–Nie ma takich – odpowiedział Hytry i przytaknęli mu pozostali Mistrzowie, z których trójkę stanowiły kobiety.– Na Nowej Ziemi wszyscy pracują, a pracujący – przy dowolnym zajęciu – muszą należeć do Gildii [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •