[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jastrzębie i orłybyły odwa\niejsze, trzepotały jedynie skrzydłami i odsuwały się nieznacznie, gdy się zbli\ała.W ka\dejchwili spodziewała się ujrzeć rysia lub lamparta, a nawet lwa jaskiniowego.Słońce minęło ju\ zenit i poczęło wędrować w dół, a ona nadal zmagała się z powalaną skórzaną płachtą,nie poddając się zmęczeniu i nie siadając, dopóki ostatni transport nie został zaciągnięty na pla\ę.Nie spałacałą noc; nie jadła cały dzień; nie miała ochoty się poruszać.Ale najmniejsze ze stworzeń, które te\ chciałymieć swój udział w jej łupie w końcu zmusiły ją, aby ponownie wstała.Brzęczenie i gryzienie muchuprzytomniło jej, jak bardzo była brudna.Zmusiła się, by wstać i wejść do strumienia.Nie zaprzątała sobiegłowy zdejmowaniem odzienia; z wdzięcznością pozwalała wodzie, by ją obmyła.Kąpiel w rzece była orzezwiająca.Potem wspięła się do swojej groty, rozło\yła letnie okrycie, abywyschło i po\ałowała, \e nie pamiętała przed wejściem do wody o wyciągnięciu procy zza rzemienia wpasie.Obawiała się, \e po wyschnięciu zesztywnieje.Nie miała czasu, \eby ponownie zmiękczyć ją iuelastycznić.Nało\yła pełne okrycie i zabrała z posłania w jaskini futro.Zanim jednak zeszła na dół napla\ę, spojrzała z półki skalnej na łąkę.W pobli\u dołu było widać szamotaninę i ruch, ale konie z dolinyodeszły.Nagle przypomniała sobie o oszczepach.Nadal le\ały na ziemi tam, gdzie je zostawiła po wyciągnięciu zklaczy.Rozwa\ała w duchu, czy po nie pójść, ju\ niemal przekonała samą siebie, aby dać temu spokój.Wkońcu jednak przyznała, \e lepiej pójść i zachować dwa całkowicie dobre oszczepy, ni\ potem robić nowe.Zabrała wilgotną procę i zostawiła po drodze futro na pla\y.Zatrzymała się na chwilę na pla\y, abynazbierać garść kamieni.Zbli\yła się do pułapki.Podobnie jak za pierwszym razem dostrzegła drapie\niki.Płot z gałęzi w kilkumiejscach się przewrócił.Dół był niczym świe\a rana w ziemi.Na zdeptanej trawie pobrudzonej krwiąwalały się skrawki mięsa i kości.Dwa wilki warczały nad pozostałością końskiego łba.Grupka lisów ujadaładookoła przedniej nogi z uczepionym nadal kopytem.Hiena równie\ zerkała ostro\nie w ich kierunku.Gromadka drapie\ników rozpierzchła się na widok kobiety.Tylko rosomak nie opuścił swej pozycji przydole.Jedynie koty były nadal podejrzanie nieobecne.Lepiej się pospieszę, myślała rzucając kamień, aby odpędzić \arłocznego rosomaka.Muszę rozpalić ogieńdookoła mego mięsa.Hiena wycofała się z chichotem.Trzymała się tu\ poza zasięgiem jej broni.- Wynośsię stąd, ty wstrętny zwierzaku! - pomyślała Ayla.Nienawidziła hien.Ich widok zawsze przypominał jej, jakhiena porwała dziecko Ogy.Ayla nie zastanawiała się wtedy nad następstwami tego czynu; zabiła ją.Poprostu nie mogła pozwolić na to, aby dziecko Zginęło taką śmiercią.Gdy się pochylała, aby podnieść oszczepy, jej uwagę zwrócił ruch, jaki dostrzegła przez otwór w płocie zgałęzi.Kilka hien czaiło się w pobli\u bułanego zrebaka o długich i chudych nogach.Przykro mi, pomyślała Ayla.Nie chciałam specjalnie zabić twej klaczy, tak się zdarzyło, \e tylko onazłapała się w pułapkę.Ayla nie miała poczucia winy.Na świecie byli myśliwi i zwierzyna łowna, a czasami ina myśliwych polowano.Ona równie dobrze mogła paść ofiarą innych myśliwych, pomimo swej broni iognia.śycie było wielkim polowaniem.Wiedziała jednak, \e zrebaka pozbawionego matki czeka śmierć.śal jej się zrobiło małego i bezbronnegozwierzęcia.Po przyniesieniu Izie do wyleczenia pierwszego zajączka naznosiła do jaskini jeszcze całemnóstwo małych rannych zwierzątek, ku niezadowoleniu Bruna.Drapie\ników jednak\e nigdy nie ratowała.Obserwowała, jak hieny okrą\ały małego zrebaka, który bojazliwie próbował schodzić im z drogi,rozglądając się wystraszonym wzrokiem dookoła.Skoro nie ma się kto tobą zająć, to mo\e lepiej, aby tak sięstało, rozwa\ała Ayla.Ale gdy jedna z hien rzuciła się, by zaatakować jego bok, kobieta się nie zastanawiała.Przedarła się przez krzaki, miotając procą kamienie.Jedna hiena padła, inne uciekły.Nie próbowała ichzabić; nie była zainteresowana cętkowanym i wyglądającym na zmierzwione futrem hien, chciała jedynie,aby zostawiły zrebaka w spokoju.yrebak równie\ uciekł, ale niedaleko.Lękał się Ayli, ale bardziej bał sięhien.Ayla powoli podeszła do małego, trzymając przed sobą wyciągniętą dłoń.Mruczała cicho, podobnie jak toczyniła przedtem uspokajając ranne zwierzęta.Miała wrodzoną umiejętność postępowania ze zwierzętami.Czułość, z jaką podchodziła do wszystkich \ywych istot, ujawniła się razem z jej uzdrowicielskimiuzdolnieniami.Iza rozwijała w niej te uczucia.Widziała w nich odbicie swej własnej litości, która kazała jejpodnieść dziwnie wyglądające dziecko, gdy\ było ranne i głodne.yrebak wyciągnął łeb, aby powąchać palce Ayli.Kobieta podeszła bli\ej, potem poklepała go, głaskała idrapała.Konik wyczuł na palcach Ayli znajomą woń i zaczął głośno je obwąchiwać.W kobiecie od\yłodawne bolesne pragnienie.Biedne dziecko, pomyślała, takie głodne i bez matki, która dałaby ci mleka.Ja nie mam dla ciebie mleka;nie miałam nawet dość dla Durca.Poczuła cisnące się do oczu łzy i potrząsnęła głową.Ale i tak wyrósł nasilnego chłopca.Mo\e mogłabym wymyślić ci jakieś po\ywienie.Ciebie równie\ trzeba będzie wcześnieodstawić od piersi.Chodz, maleńki, pomyślała i poprowadziła zrebaka za swymi palcami na pla\ę.Gdy podeszła bli\ej, dostrzegła rysia, który właśnie próbował uciec z kawałem, z takim trudem,zdobytego mięsa.W końcu i kot się pojawił.Sięgnęła po dwa kamienie i procę, spłoszony zrebak się cofnął.Ryś podniósł łeb.Ayla cisnęła z mocą kamienie.- Procą mo\esz zabić rysia - zapewniał ją kiedyś dawno temu Zoug.- Nie próbuj atakować niczegowiększego, ale rysia mo\esz zabić.Nie po raz pierwszy Ayla udowadniała prawdę jego słów.Zabrała z powrotem swoje mięso.Odciągnęłarównie\ kota z pędzelkami na uszach.Spojrzała na stertę mięsa, pokrytą błotem końską skórę, martwegorosomaka i zabitego rysia.Nagle wybuchnęła głośnym śmiechem.Potrzebowałam mięsa.Potrzebowałamskór.Teraz potrzeba mi jedynie kilku dodatkowych rąk, pomyślała.yrebaka spłoszył jej wybuch śmiechu i zapach ognia.Ayla wzięła rzemień i ponownie zbli\yła się powolido konia, a potem zawiązała mu rzemień na szyi i zaprowadziła na pla\ę.Przywiązała drugi koniec dokrzaków, przypominając sobie, \e znowu zapomniała oszczepów.Pobiegła po nie.Po powrocie uspokoiłakonika, który próbował za nią podą\yć.- Czym ja cię nakarmię? - pomyślała, gdy mały próbował ssać jejpalce.Jakbym nie miała teraz i tak dość pracy.Próbowała mu podać trawę, ale konik zdawał się nie bardzo wiedzieć, co ma z nią zrobić.Wtemzauwa\yła miskę do gotowania, a na jej dnie zimne, rozgotowane ziarno.Dzieci mogą jeść to samopo\ywienie, co ich matki, ale musi ono być bardziej miękkie.Dolała do miski wody, wymieszała z ziarnemna gładką papkę i podała zrebakowi, który jednak tylko powąchał i cofnął się, gdy kobieta podstawiła mu jąpod pysk.Ale potem polizał jej twarz i wyglądało na to, \e polubił jej smak.Był głodny i ponowniepowędrował za palcami Ayli.Ayla pomyślała chwilę; potem ze zrebakiem nadal ssącym jej palce, opuściła dłoń do miski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]