[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby tylko Wasza Wysokość zechciał pozostawićmi jeden z dwóch waszych pułków, zamknąłbym Johna Robartsa w pagodzie, po czymwykurzył go jak lisa z nory.Nie tak dawno ów dżentelmen pragnął mnie rozstrzelać; toteżchciałbym w zamian udzielić mu małej lekcji życia.Pomysł przypadł Holkarowi do smaku, więc tak odezwał się do Korkorana:– Tobie, kapitanie, należy się towarzyszyć mojej córce, ja zaś winienem pozbawić życiaJohna Robartsa.– W każdej innej okoliczności wielką znalazłbym przyjemność mogąc towarzyszyćksiężniczce, lecz nie dziś.Robarts rzucił mi wyzwanie.Jestem do jego usług.– A zatem i ja zostaję – odparł Holkar.– Niech więc przynajmniej Wasza Wysokość wyśle zwiadowców naprzeciw wroga, ażebymogli uprzedzić cię, książę, o jego nadejściu.Tak się też stało i Sugriwie na czele trzydziestu jeźdźców polecono śledzić ruchynieprzyjaciela.– Księżniczka Sita niech wsiada do lektyki – rzekł Korkoran.– Słoń, otoczony silną strażą,winien stanąć w miejscu, gdzie kule go nie dosięgną.Teraz zaś naprzód, na Robartsa!Przykład księcia Holkara i Korkorana, jadących na przedzie, dodał ducha żołnierzomhinduskim.Ożywieni zapałem ruszyli na spotkanie wroga.Co się zaś tyczy Anglików, tozaczęli się cofać.Skoro tylko Holkar ze swym wojskiem zjawił się w pobliżu pagody, John Robarts wysłałżołnierza do pułkownika Barclaya, ażeby go uprzedził, iż porucznik jest wniebezpieczeństwie.A kiedy ucieczka Korkorana się powiodła, John Robarts nie miałwątpliwości, że jego położenie stało się groźne.Toteż z własnej woli schronił się w pagodzie,która niewiele przedtem stanowiła fortecę kapitana.Pozatykał, czym mógł, szpary i wyłomy będące dziełem jego własnych ludzi, po czympodniósłszy drzwi zamknął je i zabarykadował wszelkiego rodzaju sprzętem.Kiedy ukazali się żołnierze Holkara, Anglicy przyjęli ich ogniem z czterdziestu trzechkarabinków.Kilkunastu Hindusów zginęło lub odniosło rany i ów niemiły początek pozbawił ich wczęści animuszu.– Tysiąc rupii temu, który pierwszy wejdzie do pagody! – zawołał Holkar, lecz jegoobietnica nie odniosła skutku.W przeciwieństwie do Anglików ukrytych w pagodzie Hindusipozbawieni byli osłony przed groźnym ogniem nieprzyjaciół.– Cóż – rzekł Korkoran do Holkara – ci nieboracy drżą ze strachu na myśl, że spotkają siętwarzą w twarz z Brahmą i Wisznu.Trzeba im dać przykład.64I kapitan zeskoczył z konia.Wziąwszy z sobą dwudziestu ludzi rozkazał im podnieść pień,który służył był Anglikom w walce przeciw niemu, i posługując się owym pniem jak taranem,wyważył drzwi.Wpół odchylone, wsparły się na barykadzie.Na ten widok Hindusi wydali okrzyk radości, była to wszak radość krótkotrwała, Anglicybowiem po raz wtóry zmierzyli się do oblegających, i to z tak małej odległości, żenajdzielniejsi zatrzymali się nie śmiać przekroczyć otworu ziejącego pewną śmiercią.,,Gdybym miał tu z sobą ze trzech dzielnych majtków z «Syna Burzy» – pomyślałBretończyk wzdychając – zaraz byśmy poszli na abordaż".– Gdybyśmy przynajmniej mieliarmatę – zwrócił się do Holkara.– A może by tak podpalić pagodę? – odparł Holkar.– Co pan sądzisz o tym?– Rad bym wielce – rzekł Korkoran – pojmać żywcem tego dżentelmena bez ogłady, którychciał mnie rozstrzelać, skoro jednak nie ma innego sposobu, niech zostanie upieczony.Zaraz też Hindusi zaczęli w pośpiechu ścinać leśną trawę i układać ją wokół pagody.Jużjeden z żołnierzy miał podłożyć ogień, gdy z oddali dobiegł odgłos kilku wystrzałów.Korkoran i książę Holkar wytężyli słuch.– Wasza Wysokość – odezwał się Bretończyk.–Nie czas teraz na zemstę.Zostawmy Anglików i ruszajmy kłusem w kierunku Bhagawapuru;te strzały bez wątpienia pochodzą od przednich straży Barcłaya.W tejże samej chwili Holkar wydał rozkaz odwrotu w stronę głównego traktu wiodącegodo stolicy.Tam oddziały w szyku bojowym oczekiwały dalszych wypadków.65XV.O TYM, JAK LUIZAPOŁOŻYŁA SIĘ NICZYM KOTU STOP KSIĘŻNICZKINA GRZBIECIE POTĘŻNEGO SŁONIAWkrótce potem ukazał się Sugriwa, a przednie straże pułkownika Bardaya deptały mu popiętach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]