[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy pomoże mu Janick? Czy to on jest jego tajną bronią? Panowało straszliwenapięcie, świadomość bliskiej śmierci.Poczułem naraz każdą część swego ciała, dotykrękawa koszuli na przedramieniu, zadrapanie na grzbiecie dłoni, a równocześnie widziałemsam siebie jakby z zewnątrz, tak jak postrzegał mnie mój przeciwnik.W jego postawie niemogłem dopatrzyć się żadnej wskazówki podpowiadającej, w jaki sposób chce zaatakować.Czyżby naprawdę nie zamierzał atakować w sensie fizycznym? No to dlaczego tak częstobawił się nożem?Napięcie rosło, Majal nadal pozostawał nieprzenikniony.Musiałem go sprowokować,wywołać w nim chęć natychmiastowego działania. Niech pan się wspina pierwszy.Czy myśli pan, że odwrócę się do pana plecami,teraz gdy zna pan moje tajemnice? Wykrzywiłem twarz, to wystarczyło.Nie poruszył ręką ani na milimetr, spojrzał tylko w dół na swój pas, nabrał powietrza,zacisnął szczęki, a oczy wparł w moją pierś.Ten nóż.To był instynkt, nic innego.Lewą rękę uniosłem w obronnym geście, obróciłem się bokiem i przykucnąłem.Stalprzebiła mi przedramię, klinga przeszła przez nie i dosięgła bicepsa.Bolało, ale z tym sięliczyłem.Błyskawicznie skoczyłem do przodu, skracając dystans, kopnąłem go w kolano,dłonią odbiłem drugi nóż, jakimś cudem unoszący się w powietrzu, atak zakończyłem zdoskoku uderzeniem pięści.Trafiłem w splot słoneczny.Zachwiał się, sztylet, który właśniewyciągnął, wypadł mu z dłoni i zadzwięczał na kamieniach.Mimo to czarodziej nie padał,powaliło go dopiero uderzenie czołem w nasadę nosa.Stałem nad nim, krew kapała z mojejzranionej ręki.Popatrzyłem na ostrze noża, którym mnie trafił.Było gładkie.Zacisnąłem zębyi jednym szarpnięciem wyrwałem je z rany.Ból był piekielnie mocny, nie dałem rady goopanować, aż się zatoczyłem.Majal nadal leżał nieprzytomny i nie mógł tego momentuwykorzystać.Rana pulsowała, ubranie miałem zbroczone krwią, ale poczułem ulgę.Dopiero teraz zrozumiałem, w jaki sposób mnie zaatakował.Władał telekinezą, brońrzucił we mnie siłą woli.Mierzył dokładnie, gdybym nie wyczuł, w jakie miejsce skierowałwzrok, miałbym teraz ostrze w sercu i leżał na podłodze zamiast niego.Telekinezą, powtórzyłem z niedowierzaniem i obejrzałem zwyczajny nóż, który nadaltrzymałem w ręce.Zacząłem nim ciąć rękaw koszuli, żeby sprawdzić, w jakim stanie jestręka.Wtedy spostrzegłem, że zawzięty Majal wrócił do przytomności i spogląda gdzieś wciemność, tam gdzie upadł drugi nóż.Nie namyślałem się, jeden ruch ramienia i łokcia i miałswój nóż z powrotem, tyle tylko, że w brzuchu.Zacharczał, w oczach pojawił się gasnącybłysk.Odwróciłem się w stronę, gdzie patrzył, i zobaczyłem lewitujący sztylet.Unosił się wmiejscu, kolebiące się ostrze błyskało srebrzyście, odbijając światło padające z góry.Co toznaczy? Nienaturalność sytuacji wyprowadziła mnie z równowagi.Brzęk.Sztylet upadł napodłogę i leżał nieruchomo.Ostrożnie odwróciłem się w stronę Majala, leżał bezwładnie.Wola i życie uciekły z niego.Uklęknąłem twarzą do Janicka, stojącego pod ścianą w bezpiecznej odległości, izająłem się swoją ręką.Najpierw zacisnąłem ranę powyżej łokcia, żeby zatamowaćkrwawienie.Bicepsem jednak przejmować się nie musiałem, ucierpiał bardzo niewiele. I co mi powiesz? zapytałem, skupiony na przebitym przedramieniu.Głęboko oddychać, głęboko, poświęcić całą uwagę temu, co najważniejsze, wszystkoinne odrzucić.Znałem to, ale walka z bólem zawsze jest wyczerpująca. Nie próbowałem pana zaatakować, tylko się przyglądałem powiedział cicho.Spojrzałem na niego. A wiedziałeś, do czego się szykuje? Przypuszczałem, że czegoś spróbuje odparł wymijająco.Kości i ścięgna nie wyglądały na uszkodzone.To była dobra wiadomość, jako żemięśnie goją się najszybciej.Kierunek pchnięcia też był szczęśliwy, przeciętych zostało takniewiele włókien jak to tylko możliwe.Miałem niebywałe wprost szczęście. Musimy się stąd wydostać.O ile można, to ze zdobyczą przyjąłem rzeczowy ton.Opłaci się to nam obydwóm.Kiwnął głową, ale wciąż miałem uczucie, że jego myśli biegną w kierunku, który niemógłby mi się podobać, gdybym je oczywiście znał.Odkręciłem nasadę jednego z moich noży bojowych i wyciągnąłem woreczek pełenpasty w szarym kolorze.Była to roztarta łodyga byruelie cladomoris zmieszana z wyciągiemz gruczołów pewnego gatunku węża morskiego.Gdyby ta maść nie była tak droga iniedostępna, z powodu ran i skutkiem infekcji umierałaby zaledwie jedna setna zranionych.Ta maść i zwykła mydlnica lekarska zawierająca saponin, zmieszana z wyciągiem z korywierzbowej, byłyby w stanie uratować wiele żywotów.Nie powinienem mieć większychproblemów, o ile Majal nie zatruł ostrza. Czy to jest magiczna maść lecznicza? zapytał Janick, gdy zaciskając zęby,wcierałem ją sobie w ranę.Najwięcej zanieczyszczeń wniknęło w miejscu pierwszego stykuostrza z tkanką i tam chciałem nanieść najwięcej lekarstwa. Niestety nie odpowiedziałem z wysiłkiem.To naprawdę bolało. A ty masz magiczną maść? zapytałem, przewiązując rękę czystym materiałem idodatkowo pasem skóry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]