[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Do du-mania.To moje inspiracje, rozumiesz? W moim domu znaj-dziesz mnóstwo takich dziwnych rzeczy.Kash odstawił kubek.- Jesteś trochę stuknięta, ale nieszkodliwa.Wyszedł na werandę.Rebeka widziała, że cierpi katusze.Oszałamiał ją i przerażał, ale wreszcie musiała znowu pójśćza nim.Stanęli wśród białych wiklinowych krzeseł i ogro-mnej kolekcji roślin.Deszcz uderzał o dach.Ogródek byłniewielki i ogrodzony drewnianym płotem, obrośniętymkwitnącym pnączem.Pośrodku rosła duża jabłoń, usianamaleńkimi zielonymi jabłuszkami.- Patrzcie no, wspaniała oprawa dla popołudniowychherbatek Klubu Samotnych Panienek.Jego sarkazm ranił ją bardzo.Czując łzy napływające dooczu, popchnęła drzwi werandy i wyszła do ogródka z ręka-mi przyciśniętymi do ciała.Uniosła głowę i pozwoliła zi-mnym kroplom deszczu ukoić jej ból.Drzwi werandy trzasnęły, co oznaczało, że nadchodziKash.Podeszła do jabłoni, nie patrząc za siebie, i strząsnęłasobie na głowę wodę z liści.Kash zbliżył się i stanął obok.SRRebeka czuła na swojej twarzy jego spojrzenie.Szybko po-ruszyła kolejną gałąz, tym razem oblewając także jego.Zamknęła oczy i krzyknęła cicho.Kiedy po chwili na nie-go spojrzała, miał na twarzy okropny smutek, a deszcz zdą-żył mu już zmoczyć włosy.Nagle mężczyzna zerwał zielonejabłko i wręczył je Rebece.- Jeżeli to jest raj, to w tej chwili czuję się jak wąż -burknął.Potrząsnęła głową.- To nie jest żaden raj.To po prostu mój dom, który wca-le nie określa mnie tak jednoznacznie, jak sądzisz.Czy mie-szkałabym w pałacu, czy w slumsach, stanowiłabym dla cie-bie taki sam problem.Rzecz w tym, że ciągle nie chcesz miuwierzyć.Odrzucił jabłko krótkim, szybkim ruchem ręki.- Powiedziałem już wcześniej, że przyjechałem tu, abydoprowadzić naszą sprawę do końca.Dać ci to, czego chciałaś.Wpatrzyła się w niego.- A czego ja chciałam?- A raczej dać ci to, o czym myślałaś, że tego chcesz.Wyszedł spod drzewa i stanął z głową odchyloną do tyłu,tak samo jak ona przed chwilą, pozwalając kroplom deszczuspadać na jego twarz.- Tę cholerną prawdę, Becky.Te straszliwe, tajemniczefakty.- Podniósł głos.- I wtedy wszystko się skończy.Niebędę miał już przed tobą żadnych sekretów, a ty nie będzieszmnie już nienawidzić.I będzie ci wreszcie diabelnie łatwoo mnie zapomnieć.Pobiegła do niego i chwyciła przód jego swetra.- Wcale cię nie nienawidzę i nigdy cię nie zapomnę.Patrząc na nią z udręką, zachwiał się, jakby go ktoś ude-rzył.- Chcesz wiedzieć więcej o moim dzieciństwie, Becky?- Tak.Wszystko.- Wszystko? Jesteś pewna?Ujęła jego twarz w dłonie, a krople spadające z jego poli-czków mogły być równie dobrze deszczem, jak i łzami.- Powiedz mi - poprosiła łagodnie.SR- Moja matka pracowała w domu publicznym.- Przerwał,a jego twarz miała wyraz skazańca, który oczekuje egzekucji.-I ja także.Rebeka oddychała nierówno.- Mów dalej.- Zabił ją jeden z klientów, żołnierz amerykański, kiedymiałem pięć lat.Do tego czasu ona się mną zajmowała, alepotem, przez następne trzy lata, dopóki nie odnalazł mniew tym burdelu Audubon, który szukał tam dezertera, byłem,brutalnie mówiąc, dziecięcą prostytutką.Nie miałem wyboru.Oparła się o niego i położyła mu głowę na ramieniu.- Chciałabym móc zabić tych wszystkich ludzi, którzycię wykorzystywali.- To byłaby długa lista.Głównie mężczyzni.- Męka w je-go głosie zabolała ją tak, jakby ktoś wbił jej nóż w piersi.- Czy teraz rozumiesz, Becky? Nie próbuj mi mówić, żeto nie ma znaczenia.To zmienia wszystko pomiędzy nami.Teraz, kiedy już wiesz.- Wiem już od dawna.Szarpnął się, jakby go spoliczkowała.Uniosła głowę i po-patrzyła na niego z oddaniem.- Audubon powiedział mi wszystko, kiedy przyjechał doTajlandii.I nie gniewaj się na niego.Wiem na pewno, że niewyjawi tego nikomu więcej, ale on chyba zrozumiał, że zemną to co innego.On tak bardzo cię kocha i chciał się upew-nić, czy ja także cię kocham.Powiedział, że gdyby tylko cośsię między nami nie układało z powodu twojej przeszłości,to żebym zatrzymała to dla siebie i pozwoliła ci odejść, nieraniąc cię.Przyrzekłam mu to.Zdradził mi więc tajemnicetwojego dzieciństwa.Prosiłam, żeby niczego nie ukrywał,ponieważ chciałam wiedzieć, kto cię skrzywdził i w jakisposób, żeby łatwiej mi było do ciebie dotrzeć.Ale zdawa-łam sobie sprawę, że sam musisz mi się zwierzyć, ponieważbyło to dla ciebie tak bardzo istotne.Kash otarł twarz i przyglądał się Rebece, jakby nagle ja-kaś chmura odpłynęła mu sprzed oczu.- Przez cały ten czas wiedziałaś, kim wtedy byłem.- Je-go głos był ochrypły ze zdziwienia.SR- Tak.-I podkreśliła: - Wiedziałam o tym, zanim się pier-wszy raz kochaliśmy i zanim oświadczyłam ci, że chcę spędzićz tobą życie.Naprawdę nie zakochałam się w jakimś wymyślo-nym obrazie.Wiem dobrze, jakim jesteś człowiekiem i dlategotak bardzo cię cenię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]