[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak w wyjątkowych okolicznościach - kiedy dziewczynka była chora, zaniepokojonalub kiedy bardziej niż zazwyczaj były sobie nawzajem potrzebne, pozwalała, aby córka razem z niąnocowała.W takich momentach Olivia sypiała najlepiej - mając pewność, że Sara jest obok bezpieczna.Nigdy przedtem nie zastanawiała się nad tym, dlaczego nie czuje się całkowicie przekonana, że mała jestbezpieczna we własnym łóżku.W głowie kołatały jej się mgliste wspomnienia o dziecku pozostawionym samotnie na noc.- Mamo?Uprzytomniła sobie, że od kilku sekund stoi przy łóżku i bezmyślnie patrzy w przestrzeń przed sobą.Córka, widząc to, najwyrazniej zaczęła się niepokoić.Olivia zamrugała powiekami.- Zastanawiałam się tylko, czy powinnyśmy przespać resztę nocy w moim czy w twoim łóżku.- W twoim - odparła bez namysłu Sara, a Olivia nie sprzeciwiła się tej propozycji.Skinęła głową i wyciągnęła rękę do dziewczynki, która wyskoczyła na podłogę.Razem wyszły z pokoju,zostawiając za sobą zapalone światło i drzwi otwarte na oścież.Pomimo całkowitej pewności, że nie masię czego obawiać, Olivia nie chciała rezygnować z jedynego zródła oświetlenia na całym piętrze, gdziepanowały egipskie ciemności.- Chcesz przedtem iść do łazienki? - spytała, spoglądając na Sarę.Dziewczynka skinęła głową.Udały się więc najpierw tam, a potem poszły do sypialni Olivii.Bez żadnegoszczególnego powodu, jedynie wskutek irracjonalnej potrzeby młoda kobieta niepostrzeżenie przekręciłaod wewnątrz klucz w drzwiach.Nie wyłączając palącej się jasnym światłem nocnej lampy, położyły się dołóżka i przytuliły do siebie, a Olivia opowiedziała córce o zabawnych (przeważnie zmyślonych)wydarzeniach ze swojego dzieciństwa.Sara chichotała rozbawiona, aż w końcu zmorzył ją sen.Dopiero wtedy Olivia zgasiła lampę, objęła ramieniem córkę i usiłowała ponownie zasnąć.Nie dawała jejwszakże spokoju jedna myśl:Czy coś.lub ktoś.rzeczywiście był w pokoju Sary?Na przykład wampir, król świetlików? Owa sugestia wydawała się niedorzeczna i Olivia odrzuciła tośmieszne przypuszczenie.Sarze coś się przyśniło.Miała zły sen, nic więcej.Boże, dziękuję Ci za Sarę.W chwili gdy zasypiała, dało się słyszeć skrzypienie podłogi na korytarzu.Zaalarmowana natychmiastotworzyła oczy.Lecz chociaż mocno wytężała słuch, nie usłyszała nic więcej.W starych domach zawszecoś skrzypi.czyż nie?Leżała przez długi czas rozbudzona, nasłuchując.W końcu opiekuńczo objęła ramieniem córkę i zapadław niespokojny sen.Na długo po ich odejściu - gdy umilkły ich głosy i gdy po powrocie z łazienki ułożyły się do snu wsąsiednim pokoju, po raz ostatni zerknął, ażeby się upewnić, czy droga jest wolna, i wyczołgał się spodłóżka.Potrzeba stała się nagląca.Czuł, że się zaniedbał.Upłynęło wiele czasu.Zbyt wiele.Dobrze, że matkom nigdy nie przychodzi do głowy, ażeby zajrzeć do szaf albo pod łóżko.Myśl ta skłoniła go do uśmiechu.Czuł się dobrze.Zadziwia" jąco dobrze, naprawdę.Miał wyostrzonezmysły, był ożywiony i gotów na więcej.A obrócenie wniwecz jego planów dzisiejszej nocy jedynie zaostrzyło apetyt.Ponownie złoży wizytę małej pannie Sarze.I to już niebawem.Rozdział dwudziesty pierwszyGrand Isle, Luizjana17 lipca 1974- Tato, czy możesz zostać ze mną, dopóki nie zasnę? Wtedy już nie będę się bała, jak wyjdziesz.- Wcichym głosie Maggie Monroe zabrzmiała błagalna prośba.Dziewczynka stała w drzwiach letniego wakacyjnego domku, który oddzielały od plaży dwa inne.Miała nasobie czerwoną piżamę w małe, różowe kwiaty.Spod wykończonych falbanką spodenek wystawały chudejak u żurawia nogi.Włosy miała mocno poskręcane i żółte niczym kwiaty mniszka lekarskiego.Ojciecdziewczynki, Vincent, był już w połowie ob" skurnej werandy, oddzielonej od reszty pomieszczeń siatkąprzeciwko owadom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]