[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pług śnieżny znalazł dwa ciała na Lac Megantic.Podejrzenie upojenia alkoholowego.Ciało noworodka w stanie rozkładu zostało znalezione w łóżeczku.Matka, któraspokojnie oglądała teleturniej w telewizji, kiedy przyjechały władze, twierdziła, że dziesięćdni wcześniej Bóg kazał jej przestać karmić dziecko.W campusie McGill, za pojemnikiem na śmieci znaleziono ciałoniezidentyfikowanego białego mężczyzny.Trzy ciała znaleziono w spalonym domu w St-Jovite.Pelletier dostał noworodka.Od razu zaznaczył, że może poprosić o poradęantropologiczną.Tożsamość dziecka była znana, ale ustalenie powodu i czasu zgonu mogłookazać się trudne.Santangelo miała się zająć ciałami z Lać Megantic, Morin sprawami ofiary pociągu iciała z campusu.Ofiary z sypialni w St-Jovite mogły zostać poddane normalnej autopsji.Miałje wykonać LaManche.Ja miałam się zająć kośćmi z piwnicy.Po spotkaniu poszłam do swojego biura i otworzyłam dossier przenosząc informacje zporannego wykazu na formularz sprawy antropologicznej.Imię: inconnu.Nieznane.Dataurodzenia: pusto.Numer sprawy Laboratorium Medycyny Sądowej, czyli LMS: 31013.Numer w kostnicy: 375.Policyjny numer sprawy: 89041.Patolog: Pierre LaManche.Koroner: Jean-Claude Hubert.Oficerowie śledczy: Andrew Ryan i Jean Bertrand, Escouadede Crimes Con-tre la Personne, Wydział Policji w Quebecu.Dopisałam datę i wsunęłam formularz do teczki.Każdy z nas używa innego koloru.Różowy to odontolog Marc Bergeron.Zielony to Martin Levesque, radiolog.LaMancheużywa czerwonego.Teczka jasnozielona to antropologia.Wpisałam się do komputera i windą zjechałam do piwnicy.Tam poprosiłam technika,by LMS 31013 przeniósł do pokoju numer trzy i poszłam przebrać się w strój chirurga.Cztery gabinety Laboratorium Medycyny Sądowej, w których wykonuje się autopsje,znajdują się tuż przy kostnicy.LMS kontroluje gabinety, Biuro Koronera kostnicę.Gabinetnumer dwa jest duży i stoją tam trzy stoły.W pozostałych jest po jednym.W numerzeczwartym zainstalowano specjalną wentylację.Często tam pracuję, bo wiele z przypadków,którymi się zajmuję, nie należy do najświeższych.Dzisiaj w gabinecie numer dwa Pelletierpracuje nad noworodkiem.Zwęglone ciała nie posiadają wstrętnego zapachu.W trójce już czekały na mnie czarna torba i cztery plastykowe pojemniki leżące nanoszach na kółkach.Zdjęłam pokrywkę z pojemnika, wyjęłam kawałek bawełnianejwyściółki i sprawdziłam stan fragmentów czaszki.Zniosły podróż bez uszczerbku.Wypełniłam kartę identyfikacyjną sprawy, otworzyłam torbę i wyciągnęłam materiał,w który owinięte były kości i gruz.Zrobiłam kilka zdjęć polaroidem i wszystko poszło dopracowni rentgena.Chciałam na samym początku zidentyfikować zęby i kawałki metalu,jeżeli jakiekolwiek były.Czekając myślałam o Elisabeth Nicolet.Jej trumna zamknięta była w lodówce trzymetry ode mnie.Korciło mnie, by zajrzeć do środka.Tego ranka wśród wiadomości byłajedna od siostry Julienne.Zakonnice też czekały niecierpliwie.Po półgodzinie Lisa przyprowadziła nosze na kółkach z rentgena i wręczyła mikopertę z kliszami.Założyłam kilka na ekran, najpierw zdjęcia szczątków, które leżały naskraju.- Dobre są? - zapytała Lisa.- Nie byłam pewna, jak je ustawić, więc zrobiłam kilkaujęć.- Są dobre.Patrzyłyśmy na bezkształtną masę otoczoną dwoma cienkimi białymi liniami:zawartość torby i metalowy zamek.Zawartość mieszała się z gruzem, tu i tam, na neutralnymtle jaśniały kawałki kości.- Co to jest? - Lisa wskazała biały przedmiot.- Wygląda jak gwózdz.Założyłam następną partię zdjęć.Ziemia, kamyki, kawałki drewna, paznokcie.Widaćbyło kości nogi i biodra ze zwęglonym ciałem.Miednica wyglądała na nietkniętą.- To wygląda na kawałki metalu w kości udowej - wskazałam kilka białych plamek.-Musimy być ostrożne.Pózniej zrobimy jeszcze kilka zdjęć.Na następnych kliszach widać było kości żebrowe w kawałkach, tak, jak jepamiętałam.Kości ramieniowe były w lepszym stanie, chociaż popękane i wymieszane.Kilkakręgów dałoby się uratować.Na prawo od klatki piersiowej widać było kolejny kawałekmetalu.To nie wyglądało na gwózdz.- Na to też trzeba będzie uważać.Lisa kiwnęła głową.Następnie zajęłyśmy się plastykowymi pojemnikami.Nic niezwykłego.Dolna szczękabyła w całości, wąskie korzenie zębów solidnie trzymały się kości.Nawet korony były wcałości.W dwóch zębach trzonowych jaśniały plamki.Bergeron będzie ucieszony.Gdybybyły testy dentystyczne, plomby przydadzą się w ustalaniu tożsamości.Wtedy zauważyłam kość czołową.Pokrywały ją drobne białe plamki, jakby ktośposypał ją solą.- Tej części też zrób mi jeszcze jedno zdjęcie - rzekłam cicho, przypatrując sięnieprzezroczystym fragmentom tuż przy lewym oczodole.Lisa spojrzała na mnie dziwnie.- Dobrze.Wyjmijmy go - zdecydowałam.- Albo ją.- Albo ją.Moja asystentka rozłożyła prześcieradło na stole i na zlewie umieściła siatkę.Z jednejz szuflad w kontuarze ze stali nierdzewnej wyjęłam papierowy fartuch, założyłam go przezgłowę i zawiązałam wokół pasa.Na twarz założyłam maskę, na ręce naciągnęłamchirurgiczne rękawiczki i odsunęłam zamek torby.Zaczynając od stóp, wyjęłam największe i najłatwiejsze do zidentyfikowaniaprzedmioty i kawałki kości.Potem wróciłam do tego samego miejsca i zaczęłam przesiewaćresztę, by zlokalizować mniejsze rzeczy czy fragmenty kości, które mogłam wcześniejpominąć.Każdą garść Lisa umieszczała pod bieżącą wodą i wymyte przedmioty kładła nakontuarze, ja natomiast układałam fragmenty szkieletu na materiale.W południe Lisa wyszła na lunch.Ja pracowałam bez przerwy do drugiej trzydzieści,kiedy wreszcie skończyłam.Na kontuarze leżała kolekcja gwozdzi, metalowych nakrętek,jedna wystrzelona kula i mała plastykowa buteleczka, w której umieściłam coś, co jakpodejrzewałam, było kawałkiem materiału.Przed sobą miałam zwęglony rozczłonkowanyszkielet z półkoliście rozłożonymi kośćmi czaszki.Spis, czyli identyfikacja każdej kości i orzeczenie, czy pochodziła z lewej czy też zprawej strony, zajął godzinę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]