[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz, kiedy mieli cel swej po-dróży w zasięgu wzroku, wszystkim ulżyło.Podeszli do naradzających się Księ-cia, Aruthy i Kulgana.Borric mówił spokojnie, a jego słowa niosły się wyrazniew ostrym powietrzu. Zabrać wszystko z padłych zwierząt i rozdzielić pomiędzy ludzi.Pozostałekonie idą z nami, ale nikt na nich nie jedzie.Nie chować martwych, bo i takzostawiamy szeroki ślad.Gardan zasalutował i zaczął krążyć między żołnierzami stojącymi pojedynczolub dwójkami i obserwującymi pilnie, czy nie nadciąga pogoń.Borric popatrzył na Kulgana. Czy wiesz, gdzie leży Południowa Przełęcz? Spróbuję posłużyć się magicznym widzeniem, panie.Kulgan skoncentrował się, a Pug obserwował go pilnie.Widzenie za pomocązmysłów było jeszcze jedną sztuką, której nie udało mu się opanować w czasienauki.Było to podobne do posługiwania się kryształową kulą, lecz mniej spekta-kularne i obrazowe.Polegało raczej na odbieraniu ogólnego wrażenia tego, gdzieposzukiwana rzecz się znajdowała w stosunku do rzucającego zaklęcie.Po kilkuminutach absolutnej ciszy Kulgan zwrócił się do Księcia. Nie potrafię tego określić, panie.Gdybym tam był poprzednio, to być mo-że, ale nie rejestruję żadnego wrażenia, w którym kierunku może znajdować sięprzełęcz.Borric kiwnął głową. Szkoda, że nie ma z nami Martina.Zna dobrze punkty orientacyjne tychokolic. Zwrócił się na wschód, jakby widział Szare Wieże poprzez odgradza-jące ich zbocze. Wszystkie szczyty wydają mi się identyczne. Ojcze, może na północ? spytał Arutha.Borric skwitował uśmiechem sposób rozumowania Aruthy. Tak.Jeżeli przełęcz leży na północ od nas, mamy jeszcze szansę, aby jąprzekroczyć, zanim zostanie zupełnie zasypana.Gdy znajdziemy się po drugiejstronie gór, pogoda na wschodzie powinna być nieco łagodniejsza.Tak przynaj-mniej bywało do tej pory.Będziemy w stanie dojść do Bordon.Jeżeli natomiastjesteśmy już po północnej stronie przełęczy, to w końcu dojdziemy do Krasnolu-dów.Na pewno udzielą nam schronienia i może znają drogę na wschód.Przyjrzał się uważnie zmęczonym ludziom. Mając trzy konie i śnieg zamiast wody, powinniśmy przetrwać kolejny ty-dzień. Spojrzał z uwagą w niebo. Jeżeli pogoda się utrzyma. Przez najbliższe dwa, trzy dni pogoda powinna nam dopisywać powie-dział Kulgan. Niestety, nie jestem w stanie wejrzeć dalej w przyszłość.169Z głębi lasów, gdzieś daleko pod nimi rozległ się okrzyk niesiony echem po-nad koronami drzew.Wszyscy zamarli.Borric spojrzał na Gardana. Sierżancie, jak daleko są?Gardan nasłuchiwał. Trudno ocenić, panie.Może dwa, może trzy kilometry.Może więcej? Głosydziwnie rozchodzą się w lesie, szczególnie gdy jest mrozno.Borric skinął głową. Zbieraj ludzi.Wyruszamy natychmiast.* * *Palce Puga krwawiły przez podarte rękawice.Przy każdej nadarzającej sięw czasie dnia okazji Książę prowadził swój oddział po skałach, aby uniemożli-wić tropicielom Mrocznego Bractwa śledzenie ich.Co godzina wysyłano na tyłyjednego żołnierza, aby markował fałszywe ślady i zacierał, najlepiej jak mógł, ichwłasne ciągniętym po ziemi kocem, zdjętym z martwego konia.Zatrzymali się na skraju otwartej, pokrytej skałami przestrzeni, otoczonej do-okoła rozrzuconymi gdzieniegdzie karłowatymi sosenkami i osikami.Wchodziliw coraz wyższe partie gór.Woleli zaryzykować marsz po trudniejszym, skalistymterenie niż dać się wyśledzić czarnym Elfom.Od świtu posuwali się poszarpanągranią w kierunku północno-wschodnim, w stronę Szarych Wież.Ku rozpaczyPuga góry wcale się nie przybliżały.Było samo południe.Słońce stało wprost nad głowami, jednak chłopiec, z po-wodu zimnego wiatru wiejącego ze szczytów Szarych Wież, nie odczuwał zupeł-nie jego ciepła.Usłyszał dochodzący z tyłu głos Kulgana. Póki będzie wiało z północnego wschodu, nie grozi nam śnieg.Wierzchołkizatrzymują całą wilgoć.Gdyby jednak wiatr zmienił kierunek i powiało z zachodualbo z północnego zachodu znad Bezkresnego Morza, śniegi na pewno przyjdą.Pug wspinał się między skałami, dysząc ciężko i z trudem łapiąc równowagęna oblodzonej powierzchni. Kulgan, czy my też musimy słuchać twoich wykładów? spytał jedenz żołnierzy.Reszta roześmiała się i na chwilę ponure napięcie ostatnich dwóch dni zelżało.Doszli do sporego płaskowyżu przed kolejnym, ostrym wzniesieniem i Książęzarządził postój. Rozpalcie ognisko i zabijcie jednego konia.Poczekamy tu na ostatnią tylnąstraż.170Gardan szybko rozesłał ludzi, aby nazbierali drewna.Jeden z nich otrzymałrozkaz odprowadzenia na bok dwóch koni.Mimo ich tresury i przygotowaniaGardan nie chciał, żeby przemęczone, podenerwowane, poranione i głodne wierz-chowce poczuły zapach krwi.Wybrany koń kwiknął przerazliwe i ucichł.Kiedy zapłonęły ogniska, żołnie-rze umieścili nad nimi duże kawały mięsa i wkrótce w powietrzu rozszedł się za-pach pieczonej koniny.Chociaż Pug spodziewał się, że nie będzie mu smakowała,poczuł, jak ślinka cieknie mu na myśl o jedzeniu.Po pewnym czasie otrzymałpatyk z nadzianym kawałem pieczonej wątroby.W okamgnieniu mięso zniknęłow brzuchu.Tomas siedzący opodal, rozprawiał się z porcją skwierczącej szynki.Po posiłku zawinięto pozostałe, dymiące jeszcze mięso w podarte na pasykoce i kaftany i rozdzielono pomiędzy wszystkich.%7łołnierze zaczęli zwijać obóz.Gaszono ogniska, zacierano ślady i przygoto-wywano się do wymarszu.Pug i Tomas siedzieli koło Kulgana.Gardan podszedł do Księcia. Panie, tylna straż się spóznia.Borric skinął głową. Wiem.Powinni wrócić ponad pół godziny temu. Popatrzył w dół zboczaku wielkiej puszczy okrytej mgiełką na horyzoncie. Poczekamy jeszcze pięćminut, a potem ruszamy.Czekali w milczeniu, ale gwardziści nie pojawili się.W końcu Gardan zwróciłsię do swych żołnierzy. No dobra, chłopaki, ruszamy.Gwardziści ustawili się w kolumnę za Księciem i Kulganem.Chłopcy zamy-kali pochód.Pug policzył wszystkich.Zostało tylko dziesięciu żołnierzy.* * *Po dwóch dniach nadciągnęły z wyciem wichry.Lodowate igiełki siekły od-kryte ciało.Wszyscy otulili się szczelniej, pochylili i brnęli powoli ku północy.Aby zapobiec odmrożeniom nóg, poobwiązywano buty szmatami, ale niewiele topomagało.Pug na próżno starał się uwolnić oczy od lodu.Nie udało mu się.Naostrym wietrze i tak łzawiły, a łzy szybko zamieniały się w kropelki lodu i utrud-niały patrzenie.Przez wyjący wiatr przedarł się głos Kulgana. Panie, nadciąga burza śnieżna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]