[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rafę,jeśli kiedykolwiek ci na mnie zale\ało.Wcią\ się hamował.Mimo \e nie marzył o niczym innym, niechciał jej brać wtedy, kiedy jest ranna i przera\ona.Pragnął, bypo\ądała go tak, jak on jej po\ądał, a nie tylko szukała zapomnieniaw jego ramionach.Wyciągnęła rękę i ze smutkiem w oczach przesunęła opuszkamipalców po jego policzku.- Proszę, błagam.Nie mógł patrzeć, jak jej duma zostaje złamana.Poszukał ustamijej dłoni i całując ją, wyszeptał:- O Bo\e, Margot, tak długo czekałem.Tak bardzo, bardzo długo.śądza, która z\erała go od wielu dni, rozpaliła jego serce takąnamiętnością, \e przez chwilę widział wszystko jak przez mgłę.Bardziej ni\ czegokolwiek na świecie pragnął zagłębić się w Maggie.zatracić w miłości.Jednak nie była to pora na szaleńczą, pełnązapamiętania miłość; jeśli ma jej pomóc, musi być silniejszy i spokoj-niejszy od niej.PAATKI NA WIETRZE 179Przytrzymał ją za ramiona i pocałował.Gdy tylko jej dotknął,zaczęła dr\eć.Znieruchomiał.- To z po\ądania czy ze strachu?Nie patrzyła mu w oczy.-- Trochę z tego, trochę z tego - odparła.A jeszcze poprzedniego wieczoru zastanawiał się, czy mógłby jązgwałcić.Teraz na samą myśl, \e Margot mogłaby się go bać, poczułsię tak, jakby miał w brzuchu rozpalony do czerwoności pogrzebacz.Gdy zastanawiał się, co powiedzieć, Maggie podniosła rękę inerwowo przeczesała włosy.Rękaw jej koszuli trochę się zsunął iodsłonił brzydkiego siniaka na przedramieniu.Kiedy zobaczył szkarłatnosiną plamę, zdjął ręce z jej ramion.Zwiadomość, \e jacyś ludzie wyrządzili jej krzywdę, była przera\ająca.- To nie jest dobry pomysł, \ebyśmy się teraz kochali - powiedziałze ściśniętym gardłem.- Nie chcę, \ebyś zrobiła coś, czego pózniejbędziesz \ałować.- Nie będę \ałować.- Uniosła jego rękę i przycisnęła ją sobie dopiersi.- Muszę sobie przypomnieć, \e.nie wszyscy mę\czyzni sąrozpustnymi brutalami.Nie potrafił ukryć zdenerwowania.- Je\eli jestem samolubnym, aroganckim, zarozumiałym rozpustnikiem, to skąd masz pewność, \e dzięki mnie odzyskasz wiaręw mę\czyzn?Oblała się rumieńcem.- Przepraszam za to, co powiedziałam.Ja.ja nie chciałam cięzranić.- Owszem, chciałaś, i po części miałaś rację.Na pewnojestem samolubny i arogancki, a całkiem mo\liwe, \e izarozumiały.- Udał, \e się zastanawia.- Nie jestempewien, czy uwa\am się za rozpustnika; wolę myśleć, \efolguję słabościom w bardziej cywilizowany sposób.- Azatem wycofuję ten zarzut.- Uśmiechnęła sięniepewnie.Rozejm? Myślał, \e ją rozbawił, ale kiedyspojrzał w zamglone, szare oczy, zobaczył w nichbezdenną pustkę.Przera\ony, uświadomił sobie, \eMaggie trzyma się tylko dzięki sile woli, a nawet najtwardsza wolasię kruszy.Jeśli nie przestanie się bać, pogrą\y się w otchłani strachu.- Rozejm, moja droga.- Ponownie wziął ją w ramiona, pochylił180 MARY JO PUTNEYsię i zbli\ył do niej twarz.Gdy ich usta się spotkały, doznał szoku.Poczuł się tak, jakby iskra przeszyła powietrze.Zawsze byli dla siebieatrakcyjni, ale tym razem przepływały między nimi niepokojące prądy.Oddając mu pocałunek, rozluzniła się, lecz tylko na chwilę.Zamknęła oczy i nagle znowu zesztywniała.A potem zaczęłaniezdarnie szarpać guziki przy jego koszuli.Przytrzymał jej ręce.- Do świtu mamy mnóstwo czasu i zamierzam dobrze wykorzystaćka\dą chwilę - powiedział uspokajającym tonem.- Odprę\ się,poddaj nastrojowi i baw się dobrze.Obiecuję, \e kiedy przestaniemysię kochać, to, co wydarzyło się na Place du Carrousel, będzie tylkomglistym wspomnieniem.Zagryzła wargi.- Przepraszam, Rafę.Gdy tylko zamknę oczy, zaraz widzę tetwarze i ręce.To.to tak, jakby rzuciło się na mnie stado wilków.- Z trudem zaczerpnęła oddechu.- Nie mogę przezwycię\yć strachu,a od niego silniejsza jest tylko namiętność.- To prawda, miłość potrafi wszystko przyćmić, przynajmniej nachwilę.- Przyznał jej rację, ale wiedział tak\e, \e trudno jej będziezapamiętać się w miłości, kiedy jest na granicy załamania.I nagle zrozumiał, co powinien zrobić.Maggie ani razu nieodezwała się do niego z sarkazmem, nie nazwała go ironicznie swoim księciem".Tej nocy nie miał przed sobą groznej hrabiny- jej miejsce zajęła Margot Ashton.- Potrzebujemy czegoś więcej ni\ rozejmu, Margot - powiedziałcicho.- Spróbujmy być tacy, jak kiedyś, jak wiele lat temu, kiedy\ycie nie było takie bolesne i skomplikowane.Zapomnijmy o dzisiej-szych zamieszkach i wszystkich innych wydarzeniach, które zrobiłyz nas cyników.Udawajmy, \e ty masz osiemnaście lat, ja dwadzieściajeden, i z nadzieją patrzymy w przyszłość.- Nie wiem, czy potrafię - powiedziała z bólem w głosie.- Gdybynaprawdę mo\na było cofnąć czas!- Zabrałbym cię w przeszłość, gdybym mógł, ale obawiam się, \ena to nie stać nawet księcia.- Odsunął delikatnie kosmyk włosówz jej podrapanego policzka.- Zawsze jednak mo\emy sobie wyob-razić, co by się stało, gdyby świat był lepszy albo prościej urządzony.- Zwiat nie jest ani prosty, ani dobry - powiedziała z goryczą.- Tej nocy jest.- Ujął jej dłonie i pocałował tak, jakby byłyPAATKI NA WIETRZE 181z kruchej porcelany.- Zaufaj mi, Margot, choćby tylko na paręgodzin.Powoli rozprostowała zaciśnięte palce.- Spróbuję, Rafę.Znowu zaczął ją całować, robił wszystko, by ich usta złączyły sięw jak najbardziej zmysłowym pocałunku.Dzisiaj była ich nocślubna, o której marzył, gdy byli narzeczeństwem.W tej chwili nicsie nie liczyło poza miękkością jej warg, wilgocią języka, ciepłempiersi przyciskających się do jego torsu.Gdy Maggie miała osiemnaście lat, była niewinna, ale tak\eimpulsywna i chętna do zdobywania nowych doświadczeń.ChoćRafę w wieku dwudziestu jeden lat był wystarczająco doświadczony,by nie łudzić się, \e wszystko pójdzie gładko, to du\a doza młodzień-czego optymizmu pozwalała mu wierzyć w szczęśliwe zakończenia.Na chwilę brutalna rzeczywistość, która zniszczyła ten optymizm,wdarła się w świat jego marzeń, ale natychmiast od niej uciekł.Dzisiejsza noc miała pokazać, jak mogłoby być, i w skrytości duchaprzysiągł sobie, \e wtajemniczy Maggie we wszystkie znane muarkana sztuki miłosnej - to będzie jego prezent.Tak jak wtedy, gdy próbował uspokoić przestraszonego koniaCastlereagha, tak i teraz zmusił się do spokoju.Chciał, by jegonastrój udzielił się Maggie.Jej strach powoli ustępował, napięcieuchodziło z niej niczym piasek z klepsydry.Kiedy się odprę\yła, zaczął przesuwać ustami po jej policzkach.Dotarł do ucha i polizał delikatne kształty.Westchnęła z zadowolenia i odchyliła głowę do tyłu.Patrząc na jejszyję, pomyślał z pokorą, \e trzeba bezgranicznie ufać drugiemuczłowiekowi, by odsłonić przed nim miejsce tak podatne na zranienie.Dziwne, mimo wzajemnych podejrzeń i konfliktów, zaufała muwtedy, kiedy była najbardziej bezbronna.Przycisnął usta do delikatnej skóry pod brodą, a\ poczuł pulsowaniekrwi i ciche wibrowanie oddechu.Podtrzymując ją od tyłu ręką,zaczął rozpinać małe okrągłe guziczki z przodu koszuli.Odsłonił bladą skórę dekoltu i jego usta zaczęły powoli przesuwaćsię coraz ni\ej i ni\ej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]