[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale jeden z moich ludzi parę dni wcześniej zwrócił uwagę, że cośsię dzieje koło jaskini.- Yardley skrzywił twarz.- Moim zdaniem to było w nocmorderstwa.- Skoro skojarzył pan te dwa fakty, dlaczego nie zawiadomił pan policji? - zapytałCortez.- Mogłem się mylić.Wolałem uniknąć zarzutu, że skierowałem gliniarzy nafałszywy trop - wyjaśnił Yardley, wzruszając ramionami.- Chciałbym obejrzeć jaskinie.- Cortez czuł, że puls mu przyspiesza.- Jasne.Zawiozę pana.- Dzięki.Wejście do samotnej jaskini ukryte było w lesie.Teren został częściowozniwelowany.W tym rejonie Karoliny Północnej parcele nadające się z marszu podzabudowę stanowiły prawdziwą rzadkość.Przeważały obszary górzyste i kamieniste,które wymagały starannego wyrównania.Droga wiodąca do jaskini biegła przezdrewniany mostek, a dalej zmieniała się w wyboistą ścieżkę.- Może pan tu zaparkować? - spytał Cortez.Yardley bez słowa zatrzymałsamochód i wyłączył silnik.123Cortez wysiadł i zgięty wpół szukał śladów.Było ich sporo.Dostrzegł odciskuszkodzonego bieżnika opony.Serce waliło mu coraz mocniej.Był podekscytowany,jakby odkrył żyłę złota.Wyjął telefon komórkowy i zadzwonił po ekipę dochodzeniową.- Tylko się pospieszcie - strofował jej szefową.- Czekam na miejscu.- Zaraz ruszamy - odparła i przerwała połączenie.- Coś pan wypatrzył, prawda? - zapytał Yardley.- Chyba tak - odparł z uśmiechem Cortez.Policyjni fachowcy wkrótce byli jużprzedjaskinią.Natychmiast wzięli się do pracy.Zabezpieczyli drobne przedmioty,wkładając je do osobnych toreb.Wykonali również gipsowy odlew charakterystycznegobieżnika.Próbowali nawet zdjąć odciski palców z granitowych skał przy ścieżce wiodącejdo groty.Wewnątrz znalezli ślady obecności kilku osób oraz zaschniętą krew.Mimo tobyli trochę rozczarowani.Cortez w głębi ducha liczył, że trafi na prehistoryczny szkielet,ale pieczara okazała się pusta.Z drugiej strony jednak nie miał powodów do narzekań.Zlady krwi na kamiennejścianie mogły się okazać przełomowe dla sprawy.Ekipa dochodzeniowa wycięładiamentowym ostrzem fragmenty skał, żeby łatwiej było pobrać próbki do dalszychbadań.- Gromadzenie dowodów rzeczowych to straszna harówka - mruknął Yardley.Nowoczesne metody pracy tak go zaciekawiły, że ani myślał odjechać.- Mojej ekipie szefuje Alice Jones - powiedział Cortez, wskazując młodą kobietęnadzorującą wycinanie kawałków skały.- Widziałem, jak cięła ściany i podłogi, żebyzabezpieczyć ślady.Nic jej nie umknie.W Teksasie jest żywą legendą.- Od razu widać, że to pedantka.Przed laty też miałem w swoim wydziale niezłąekipę.- Popatrzył na Corteza.- Moim zdaniem morderca właśnie tutaj dopadł ofiarę.Jakpan myśli?124- Trudno powiedzieć - odparł Cortez.- Wolę poczekać na wyniki ekspertyz idopiero wtedy formułować wnioski.- W głębi ducha zgodził się jednak z byłym kolegą pofachu.Do muzeum przyjechał po zmierzchu.Drzwi były zamknięte na głucho, oknaciemne.Z obawą pomyślał, że Phoebe nie doczekała się go, więc postanowiła samawrócić do domu.Odetchnął dopiero w motelu, gdy wszedł do pokoju i zobaczył, że leżyna łóżku w jego pokoju i czyta Josephowi książeczkę.Wszedł do środka i schował klucz do kieszeni.- Dlaczego siedzicie u mnie, a nie u Tiny? Gdzie ona jest?- Drake ma wolny wieczór.Postanowił wybrać się do kina na nowy hit.Jakaśfantastyka naukowa.Zaprosił Tinę.wiec robię za opiekunkę do dziecka.A co u ciebie?spytała z szerokim uśmiechem.- Znalezliśmy jaskinię, w której prawdopodobnie zamordowano denata.Mamysporo śladów - odparł ponuro.Opadł na posłanie i położył się na plecach oboktamtych dwojga.- O Boże, Jestem wykończony!- Jadłeś coś?- Nie było czasu- Mamy pizzę - oznajmiła Phoebe.- Drake się postarał.Przewidział, że wróciszgłodny, a nie będzie ci się chciało iść na obiad.- Utwierdziłaś go w tym przekonaniu? - zapytał, odwracając głowę i spoglądającw niebieskie oczy.- Tak, bo wiedziałam, jaki będziesz zmęczony.Pracowałam z tobą, dobrzepamiętam, jak to wygląda.Joseph, posiedz z tatą, a ja przygotuję kolację, zgoda? -dodała pogodnie.- Dobrze, Fibi - mruknął Joseph.Przytulił się do ojca i pogłaskał go po ramieniu.-Cześć, tato!- Cześć, synku.- Cortez przygarnął go do siebie i delikatnie pocałował wpoliczek.- Byłeś grzeczny?- Grzeczniutki! - zapewnił malec, uśmiechając się promiennie.125Phoebe spoglądała na nich ze zdumieniem.Do tej pory nie podejrzewała, żeCortez ma tak rozwinięty instynkt ojcowski.Z dzieckiem w objęciach wyglądał całkiemnaturalnie.Od razu rzucało się w oczy, że bardzo kocha synka, a uczucie to byłoodwzajemnione, bo Joseph uwielbiał tatę.Cortez czuł na sobie jej zdumione spojrzenie.Podniósł wzrok i uśmiechnął się.- Nie znałaś mnie od tej strony, prawda? - mruknął kpiąco.- Przecież nic nie mówię - odparła zaczepnie i uniosła brodę.Otworzyła pudełko z pizzą, która była jeszcze gorąca.Położyła duże trójkąty napapierowych talerzach.- Co pijesz? - zapytała.- Mamy piwo? - wymamrotał.- Naprawdę je lubisz?- Czasami, gdy Jestem wykończony, stawia mnie na nogi - wyznał.- Ale nie mogępowiedzieć, żebym je lubił.- Siadając, stęknął głucho.- To był trudny dzień.- Racja - zgodziła się Phoebe, podając mu talerz i butelkę piwa.Usiadła na łóżku obok Josepha.Cortez jadł pizzę przy biurku.- Nauczycielka, która przyszła do mnie rano, to oszustka - oznajmiła po chwiliintensywnego namysłu.- Proszę? - Cortez znieruchomiał z butelką przy ustach.- Zadzwoniłam do szkoły, w której rzekomo uczy.Do telefonu podeszła zupełnieinna kobieta.Nikt tam nie zna mojej prześladowczymi.- Phoebe skrzywiła się.- Ta oszustka wypytywała mnie o cenną statuetkę, naszostatni nabytek.Wspomniała, że podobną skradziono jakiś czas temu z nowojorskiegomuzeum etnograficznego.To była insynuacja, właściwie nawet oskarżenie, żenabywamy eksponaty z nielegalnych zródeł.- Co jeszcze mówiła?- Nic ważnego.Coś mnie tknęło, żeby sprawdzić właściciela galerii, którysprzedał nam figurkę.Dane na wizytówce były fałszywe.Nie ma takiej galerii, a facetjest nieuchwytny.126- Zawahała się na moment.- Nieopatrznie powiedziałam tej kobiecie, żedoskonale go pamiętam i nie miałabym problemów z rozpoznaniem.Cortez z hukiem odstawił butelkę na blat biurka.- Wiem, wiem.Palnęłam głupstwo - przyznała - ale byłam przekonana, że mojarozmówczyni jest nauczycielką.Bardzo sprytnie mnie podeszła.Wspomniała o szkolnejkolekcji i powiedziała, że chciałaby porozmawiać z facetem o zakupie niedrogiegoeksponatu do szkolnych zbiorów.- Phoebe nerwowym ruchem odgarnęła włosy.Cóż,wyszłam na idiotkę.W dodatku ta kobieta bała się i nie potrafiła tego ukryć.- Skąd miałaś wiedzieć, że to mistyfikacja? - pocieszył ją Cortez.- Chodz domnie.Gdy usłuchała, posadził ją sobie na kolanach i pocałował czule.- Wszyscy popełniamy błędy.Nawet zadufany w sobie agent FBI taki jak ja możepalnąć głupstwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]