[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Będę nareszcie mógł zarobić na chleb dla mych dziatek.Zefirio sięgnął do kieszeni i wyjął kilka złotych monet, mówiąc:- Masz, prześlij to swej rodzinie.Desperado podziękował gorąco, błogosławiąc swego dobroczyńcę.Zefirio nie słuchał słów podzięki, odwrócił się i poszedł w kierunku domu.Pedro schował pieniądze i mruknął:- Dobre i to! Przyda się jako zadatek.A teraz do dzieła.Słońce skryło się na horyzoncie.Noc zapadła.Zamiast udać się do kuchni, Pedro przeskoczyłniskie ogrodzenie i skradając się jak kot, zbliżył się ku oknu, gdzie zajaśniało światło.Zajrzał ostrożnie przezszybę.Młoda kobieta siedziała w pokoju przy niewielkim stoliku i czytała książkę.W głębi, podbaldachimem z muślinu, stało szerokie łóżko.- W porządku - szepnął desperado, oddalając się od okna.- A teraz przyjrzyjmy się psom.Naszczęście mam trutkę przy sobie.Zmowa przyjaciółDon Sebastiano uścisnął rękę don Antonia.- Dziękuję ci, przyjacielu - rzekł.- Dziękuję ci za pomoc, jaką-mi okazałeś.Czuję, że będępomszczony i raduję się niezmiernie, zupełnie jak gdyby już było po fakcie dokonanym.A teraz chodzmysię napić.Weszli do oberży.Don Sebastiano zamówił najlepsze wino.Niebawem obaj byli w świetnych humorach.Siedzieli przy stoliku w kącie sali.Don Antonio dolewał ciągle, a grubas nie wylewał wina zakołnierz.Toteż oblicze jego z różowego stało się czerwone, po czym nabrało sinego odcienia.Był zupełnie pijany.Don Antonio pił również, lecz cera jego pod wpływem wina nie zmieniła się.Została, jak była,sucha i blada.- Gdy kwestia zemsty została załatwiona - mówił Sebastiano - jeszcze jedna sprawa leży mi nasercu i wiem, przyjacielu, że mi szczerze poradzisz.- Mów - odezwał się don Antonio.- Czy wiesz, dlaczego zostałem osmagany jak pies przez tego.zbója?- Wyrzuciłeś rządcę z majątku.- Tak.Przepędziłem na cztery wiatry, odbierając mu mieszkanie i nie płacąc zaległej gaży.- Okradał cię?- Nie.Był zawsze wzorem uczciwości.-Więc dlaczego?- Historia sentymentalna.Zakochałem się na zabój w Marquicie, jego córce.- Odmówił ci jej ręki?- Nie prosiłem o rękę! Rządca, który je mój chleb, który zawdzięcza mi dach nad głową, okazał sięzbyt hardy.Zaproponowałem mu podwyżkę gaży, lepsze mieszkanie, gratyfikację w wysokościpięćdziesięciu tysięcy - wszystko odrzucił.- Czego żądałeś w zamian?- By przysłał córkę swą, Marquitę, do mego dworu.- Odmówił?- Tak.Nie mam córek na sprzedaż, odpowiedział.- Jak zareagowałeś?- Pokazałem mu drzwi.Następnie posłałem ludzi, którzy wyrzucili całą rodzinę i wszystkie meblena dziedziniec, po czym zamknęli mieszkanie na kłódkę.- Doskonale zrobiłeś! Tak powinien postępować prawdziwy mężczyzna.- Dziękuję za uznanie! Lecz nie pociesza mnie to bynajmniej.Serce moje wyje z rozpaczy jak piesna cmentarzu.Brak mi małej, słodkiej Marquity.Zatapiam tęsknotę w winie, ale i to nie pomaga.- Hm, to smutne.- Poradz towarzyszu, przyjacielu, bracie.%7łyć bez niej nie mogę! - wołał Sebastiano, ócierając łzypłynące z jego sinej twarzy pijaka.- Jest na to jedna tylko rada! Odebrać ją gwałtem rodzicom.Książę Ramido jest w dobrejkomitywie z tobą - będzie więc patrzył przez palce.- Powiadasz?- Jestem tego pewny.Don Alvareza łatwo przekupisz.Znam tego człowieka, jest chciwy isprzedajny.- Człowieku! Ratujesz mnie! Czym ci się odwdzięczę?- Bardzo łatwo! Masz koło rzeczki kawałek gruntu sąsiadującego z posiadłością Anzelma Cortiego.Sprzedaj mi go!- Skrzywdziłbym cię, don Antonio.Nie chcę oszukiwać przyjaciela! Ten kawałek ziemi nic nie jestwart.Pełen głazów i kamieni, leży ugorem.Sprzedam ci ziemię urodzajną.- Dziękuję! Chodzi właśnie o ten ugór.- Przyjacielu, po co ci to?- To mój sekret.- Ha, trudno! Lecz pozwolisz, że nic nie wezmę za te kamienie.Daję ci darmo.Winienem ciprzecież wdzięczność.- Przyjmuję.Dopili wino i wyszli z gospody, podpierając się nawzajem, zadowoleni z siebie.I tak rozmawiając doszli do domu don Antonia.Była to okazała rezydencja i nikt by nie uwierzył,że człowiek, który niedawno gościł u bandyty, mieszka w jednym z pałaców arystokratycznej dzielnicySaragossy.- Chodz, Sebastiano, wypoczniesz nieco u mnie - rzekł don Antonio.- Nie mogę, mój przyjacielu.Muszę wracać.Podróż trwa osiem godzin, jeśli konie dobrze ciągną.Muszę ruszyć w drogę natychmiast, jeśli chcę przed wieczorem być w domu.Wybacz mi, don Antonio.- Zawitam do ciebie w tym tygodniu.- Będę oczekiwać z niecierpliwością.Don ntonio przywołał koniuszego i polecił mu wyprowadzić powóz don Sebastiana.Niebawem kareta ruszyła, uwożąc pogrążonego vi zadumie właściciela
[ Pobierz całość w formacie PDF ]