[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miesiąc pózniej, pewnego zimnego, jasnego dnia, Robin Marshall został wezwany naprzesłuchanie do West London Coroner's Court.Miał opowiedzieć koronerowi o stanie psy-chicznym Petera w dniu, w którym zginął.Stał w białym boksie dla świadków, poranne słońce oświetlało jego jasne włosy.Miałem wrażenie, że Peter jest niezdecydowany.Co do czego? spytał koroner.Właśnie wracał z pogrzebu narzeczonej.Moim zdaniem miał wobec niej mieszaneuczucia.Co to znaczy?Czuł się winny, że być może nie kochał jej tak bardzo, jak powinien.Może pan to jakoś rozwinąć?Moim zdaniem nie miał pewności co do swojej orientacji seksualnej odparł Robin.Rozumiem.Coś jeszcze?Twierdził, że narzeczona go tak naprawdę.hm.nie podniecała, ale był bardzozazdrosny, bo myślał, że spotyka się z innymi mężczyznami.Uważał, że to robi? Robin skinął głową.Powiedział, że bardzo go to przygnębia.Był też oczywiście bardzo przygnębiony zpowodu jej śmierci i chyba ciągle jeszcze był w szoku.Doktor George Potter, lekarz Petera, stwierdził, że Peter cieszył się dobrym zdrowiem, choćcierpiał na łagodne alergie i raz prosił o pomoc z powodu napadu lęku w pracy.Jeśli chodzi o spotykanie się jego narzeczonej z innymi mężczyznami, to tylko jegowyobraznia oświadczył. Była pacjentką mojego kolegi, doktora Carpentera, który trzytygodnie przed jej śmiercią odkrył u niej zgrubienie w lewej piersi.W tych okolicznościach niepowinno dziwić, że była nieco rozkojarzona.W przyszłym tygodniu doktor Carpenter podczasrozprawy dotyczącej jej śmierci powie, że w dniu przed wpadnięciem pod pociąg na stacji WestKensington zadzwonił do niej do domu, by ją poinformować, że będzie musiała poddać sięzabiegowi chirurgicznemu.Doktor Vikram Pathanda, główny patolog w szpitalu Ham-mersmith, opisał potem, w jaki87sposób Peter zmarł.Stwierdziliśmy dwie ukośne rany, po jednej na każdym policzku, tak głębokie, żepoliczki były poprzecinane na wylot.W dolnej części brzucha stwierdziliśmy głęboką ranękłutą, poszerzoną poprzez rozcięcie brzucha ku górze, aż do mostka.Rana była tak poważna, żeśmierć musiała nastąpić w ciągu trzech minut.Rany zostały spowodowane specjalnym dłutemdo rzezbienia w kamieniu, które znaleziono obok ciała.Moim zdaniem nie ma najmniejszychwątpliwości, że zmarły sam je sobie zadał.Koroner zdjął okulary.Dziękujemy, doktorze Pathanda.Sądzę, że teraz możemy zrobić przerwę na lunch.Robin Marshall siedział na górnej platformie autobusu numer 15, osłaniając dłonią oczy przedpopołudniowym słońcem.Obok niego ulokował się Murzyn w obszernych robociarskichspodniach, słuchał kasety z rapem i od czasu do czasu mamrotał:Unh-a-unh-a.Autobus zaczął hamować przed stacją Paddington.Kiedy się zatrzymał, obok stanął drugi.Robin popatrzył na siedzącą na jego przodzie ładną Azjatkę.Potem spojrzał w dół na bokuautobusu była reklama pepsi-coli.Ktoś wyrył na niej litery wysokie, poszarpane litery, wydrapane na tyle głęboko, że podspodem widać było aluminium.Układały się w napis: jak się dziś czujesz, r08wSzamański ObrazOstatniej nocy w Libręville Paul poszedł się przejść po bazarze.Przed chwilą skończyła sięgwałtowna burza i powietrze było jeszcze nie tylko wilgotne, ale i gorące.Paul czuł się, jakbyowinięto mu głowę nagrzanym tureckim ręcznikiem, koszula lepiła mu się do pleców.Wiedział, że gdy opuści Gabon, będzie tęsknił za paroma tutejszymi rzeczami, ale klimat donich nie należał tak samo jak przykra woń tropikalnej pleśni.Wzdłuż Marche Rouge ciągnęły się stragany pełne bananów, fig i manioku, poprzeplatanestoiskami, w których sprzedawano curry z baraniny oraz potrawki z mąki kukurydzianej i ostroprzyprawione ryby.Stoiska oświetlały nagie żarówki, a każde było małym teatrem, w którymspocone twarze aktorów spowijał dym z kuchennych palenisk.Paul mijał stragan po straganie.Był wysokim mężczyzną, miał krótko ostrzyżone włosy iokulary na nosie i zaczynał się czuć tu jak widz ktoś, kto już nie należy do tego miejsca.W pewnym momencie pociągnęła go za rękaw młoda, szczupła dziewczyna z jednym okiemzaciągniętym bielmem i zaoferowała miedziane bransolety.Zamierzał ją odepchnąć, alerozmyślił się.Jutro będzie już gdzie indziej w drodze powrotnej do Ameryki, a po co mu wNew Milford w stanie Connecticut tutejsze pieniądze?Dał dziewczynie pięć franków, co prawdopodobnie przekraczało jej tygodniowy zarobek, iwziął jedną bransoletkę.Merci beaucoup, monsieur, vous etes tres gentil powiedziała z dziwnym akcentem,uśmiechnęła się i zniknęła w tłumie.Paul popatrzył na portfel.Prawie skończyły mu się pieniądze.Miał jeszcze trzysta franków,kartę American Express prawdopodobnie już dawno nieważną i zawilgocony bilet lot-niczy.Był biedny niemal jak Gabończyk.Przyjechał tu trzy i pół roku temu, by założyć firmę pośredniczącą w handlu metalami.88Stopniowo nawiązywał kontakty z zagranicznymi spółkami górniczymi i wyrobił sobie opinię,że płaci najwięcej, bo ma najmniejsze koszty administracyjne.Po dwóch latach mógł wynająćwielki biały dom w pobliżu pałacu prezydenckiego i sprowadzić sobie srebrnego mercedesa.Ale sukces, jaki odniósł, ściągnął na niego uwagę oficjeli rządowych i wkrótce wezwano go doministerstwa handlu.Uśmiechnięty urzędnik w śnieżnobiałej koszuli z krótkimi rękawamipoinformował go, że od tej chwili wszystkie jego transakcje są obłożone podatkiemmaklerskim" w wysokości osiemdziesięciu pięciu procent.Osiemdziesiąt pięć procent?! Chcecie, żebym umarł z głodu?Przesadza pan, panie Dennison.Przeciętny Gabończyk zarabia na rok mniej, niż pan wydaje naparę butów, a jeszcze musi jeść i kupować ubranie.Czego pan więcej potrzebuje?Paul odmówił zapłaty podatku, kiedy jednak po tygodniu zadzwonił do LaSalle Cynk,powiedziano mu z mnóstwem przepraszającego francuskiego gdakania, że z powodu międzyna-rodowej racjonalizacji" nie mogą prowadzić z riim dalej interesów.Podobnąodpowiedz otrzymał w DuFreyne Ołów i w Pan-African Mangan.W ciągu tygodnia odcięto muteż telefony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]