[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z poważaniem, dr J.Chapin".Mąż wszedł, kiedy powtórnie czytałam tę krótką notkę.Nie mogłam sobie przypomnieć, by matka kiedykolwiek była poważniej chora, choćby przez jeden dzień. To od lekarza matki odpowiedziałam na jego pytające spojrzenie. Pisze, że ona umiera. Czy to cholera? spytał. Nie napisał.Udawane współczucie wypełzło na jego twarz.Domyślałam się jego chytrych kalkulacji i natychmiast rozwiałam jego nadzieje. Wyruszę, jak tylko zostaną spakowane moje rzeczy oświadczyłam, ruszając ku schodom. I zabieram ze sobą Sarah dodałam po chwili, jakby ta myśl nagle przyszła mi do głowy.CZZ DRUGAEN VILLErudno wyobrazić sobie coś bardziej śmiesznegood tej wzruszającej sceny naszego wyjazdu: panżegna żonę i służącą, drżąc przy tym z obawyTo jedną z nich.O którą? Mnie życzy, żebym umarła nacholerę, i boi się, żeby los ten nie spotkał jej.Ja życzę mu,żeby zginął, kiedy będzie strzelał do zbuntowanych czarnych.Ona życzy śmierci nam obojgu.Jego oczy wypełniły się łzami.Ujął moje dłonie i obdarzył mnie spojrzeniem pełnym czułego zatroskania. Napisz zaraz, żebym wiedział, że dotarłyście bezpiecznie poprosił.Weszła Rose z niemowlęciem Sarah, co szybko osuszyło jego łzy.To nieszczęsne stworzenie z każdym dniemstaje się brzydsze, a włosy ma gęste, kręcone i rude.Sarah wzięła dziecko na ręce, oparła o ramię i poklepywałaz roztargnieniem. A co niby miałoby się nam przydarzyć? Nie wiem, gdzie jest bezpieczniej, tu czy tam oznajmił. Ta sytuacja jest nie do zniesienia.Spojrzał w kierunku powozu.Przez moment niemalmu współczułam.Tak jest oplątany własnymi kłamstwami; potrafi jedynie odgrywać uczucia, które, jak mu sięzdaje, powinien okazywać.Rzucił ponad moją głową ukradkowe, tęskne spojrzenie na Sarah i to chwilowe współczucie zalała fala tak dobrze mi znanej goryczy.75 Musimy ruszać rzuciłam, dając chłopcu znak, żebyzabrał kufer.Sarah poszła przodem, niosąc dziecko i małą torbę, podróżną.Mąż szedł za mną.Kiedy wsiadałam do powozu,ujął mój łokieć, żeby mi pomóc. Dbaj o siebie, Manon powiedział.Przywołałam na usta najbardziej nijaki ze swoich uśmiechów, moszcząc się na miejscu, poprawiając spódnice,pośród tego całego zamieszania: przymocowano kufer,Rose podała nam zapakowane bułeczki z szynką, woznicawskoczył na kozioł i zawołał do koni, zaskrzypiała skóra, rozległ się trzask bata, szarpnęło i żelazo zgrzytnęło o drewno, kiedy koła zaczęły się toczyć.Powoli się oddalaliśmy.Uniosłam dłoń w pożegnalnym geście mój mąż stał naschodku i machał do nas niezdarnie.Z krzaków wyprysnąłWalter ze swoją ogniście rudą czupryną i wywijając rękoma,rzucił się do ojca, objął go za nogi, wrzeszczał, albo z radości,albo ze złości, kto go tam wie, i mój mąż, żeby utrzymaćrównowagę, musiał się mocno nad nim pochylić. Wprost doskonały rzuciłam do Sarah, która mrużąc od słońca oczy, też przyglądała się tej scenie. Doskonały obrazek na pożegnanie, który nie pozwoli mi zapomnieć uroków domu.Więcej powozów opuszczało miasto, niż do niego wjeżdżało, choć akurat nasz pojazd wyprzedziło dwóch lekarzy nawierzchowcach.Obaj zapewnili mnie, że niebezpieczeństwo nie jest tak wielkie, jak się powszechnie uważa. W Nowym Orleanie przesadzają ze wszystkim twierdził doktor Petrie z Donaldsonville. To jedna z rozkoszy życia w tym mieście.76Tymczasem o zmierzchu, kiedy tam dojechaliśmy, przekonałam się natychmiast, że to pan doktor Petrie przesadzał.Jakże zmienione ujrzałam to miasto; domy straszyły zamkniętymi na głucho okiennicami, powietrze byłonieruchome i cuchnące
[ Pobierz całość w formacie PDF ]