[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.One nie mogły być prawdziwe!Demony? Jeśli stwory zwane demonami w ogóle istniały, to właśnie na nie patrzyła.Miały niewiarygodnie ostro zakończone uszy, oczy przypominające wilcze ślepia, szponyzamiast palców, owłosione uda i.Tula musiała odwrócić głowę.Ich najbardziej tajemniczaczęść ciała, z której zresztą nie robiły żadnej tajemnicy, sięgała im aż do kolan! Kiedy jeden znich otworzył szeroką paszczękę w długiej lisiej twarzy, ukazały się białe, ostre zębiska.Nie mogła na nie patrzeć.Były takie.takie wyniosłe, traktowały ród ludzki jak nicnie warty, niegodny ich uwagi.Otaczało ją całe mnóstwo najprzeróżniejszych stworów i tylko nieliczne spośród nichposiadały jakiekolwiek ludzkie cechy.Na dalszych stopniach schodów tłoczył się wszelakiejmaści drobiazg, co do którego nie mogła sobie przypomnieć, by o nim słyszała lub czytała.Nie potrafiła pojąć, jak to się dzieje, że jest zdolna utrzymać się na własnych nogach,dlaczego nie mdleje.Oczywiście kurczowo trzymała się dłoni Vingi, nie puszczając jej ani nachwilę.A Vinga wcale nie wydawała się przerażona.Jej spokój najwidoczniej oddziaływał naTulę, przynajmniej na tyle, że mogła wytrzymać.Doszli już na Piętro.Heike szepnął parę słów wysokiemu chudzielcowi i w jednejchwili straszliwa gromada zniknęła.Tula widziała, jak jedne stwory przepychały się kujakimś odległym drzwiom, inne po prostu rozpłynęły się w powietrzu.Heike obrócił się ku Tuli, w jego oczach nie było widać współczucia.- Wiesz już, że one tu są.Obiecały, przynajmniej część z nich, że nie będą cidokuczać.Ale ty jesteś dotknięta, widzisz więcej niż zwykli ludzie.Będą więc pojawiać sięod czasu do czasu, a tobie przyjdzie udawać, że ich nie ma.Nigdy nie wolno ci odnosić się do nich z pogardą, zwłaszcza do demonów! One sąnieobliczalne, najbardziej niebezpieczne ze wszystkich.Ale żadnego z nich nie można byćpewnym.Nie wolno ci wchodzić na strych!- Czy tam właśnie przebywają?- Na ogół tak.Strych to ich królestwo.Wizyta każdego nieproszonego gościa zostaniepotraktowana jako naruszenie ich terytorium.- Ale służący muszą tam chyba od czasu do czasu zaglądać?- Służba, Eskil i goście to dla nich świętość.Ale ty należysz do innej kategorii, Tulo.Nie mogę zagwarantować twojego bezpieczeństwa.Bez wątpienia zabrzmiało to groznie.Tula pomyślała o ohydnych stworach, jakiewidziała, i zdecydowanie postanowiła trzymać się z dala od strychu.Zaprowadzono ją do jej pokoju, który wzbudził kolejną falę zachwytu.Właśniezaczęła rozpakowywać swoje rzeczy, gdy na schodach rozległ się wesoły głos:- No, nareszcie jesteście w domu! Już myślałem, że całkiem zapomnieliście, że maciesyna, i powoli zacząłem uważać się za porzuconego, dotkniętego strasznym losem sierotę.- Jakoś to przeżyłeś - burknął Heike, ale czuło się, jak bardzo ucieszył go widok syna.Tula stała, trzymając w dłoniach ostatnie sukienki wyjęte z walizki.Eskill Jej ideał odczasów dzieciństwa! Ale teraz przemawiał głębokim, męskim głosem.Ile mógł mieć lat?Dziewiętnaście, o ile się nie myliła.Dorosły.- Kochane dziecko, jak wspaniale znów cię widzieć - usłyszała głos Vingi.- Ale czymusisz tak rosnąć? Jak ludzie mogą uwierzyć, że mam dopiero dwadzieścia dziewięć lat, gdywidzą takiego dryblasa? Słyszałam, że byłeś w stajni.Co tam robiłeś?- Przyprowadzono nową klacz, a że nie było dla niej miejsca w stajence, musiałemzakwaterować ją w gospodzie.- Nie drwij z Biblii, chłopcze! Co z nią zrobiłeś?- Z Biblią?- Nie żartuj - zaśmiała się Vinga.- Ach, z klaczą? Wciągnąłem ją na dach.Próbowałem z początku umieścić ją wprzegrodzie dla cieląt, ale obraziła się za to tak, że kopnęła chłopaka stajennego w tyłek._ Co ty opowiadasz? To niemożliwe!- Oczywiście, że nie, kochana mamo.Umieściłem ją na razie w pustej przegrodziewaszego rumaka.Teraz na pewno spierają się, kto ma do niej większe prawo.Heike westchnął.- Gdybyś choć raz mógł odpowiedzieć jak normalny człowiek.Ale w jego westchnieniu pobrzmiewała nuta rozbawienia.- Przywiezliśmy ze sobą Tulę - oznajmiła Vinga.- Może poszedłbyś na górę iprzywitał się z nią? Mieszka w pokoju gościnnym.- Tula? - Eskil okazał pełne radości zaskoczenie.- Ta mała bułeczka! Muszę jąnatychmiast zobaczyć.Bułeczka? Urażona Tula szybko zerknęła w lustro.O, jeszcze mu pokaże.Eskil wtargnął do pokoju bez pukania, ale zaraz stanął jak wryty.Ojej, jaki on wielki! Taki dorosły, szczupły, zwinny i silny.jak młody tygrys.- Na miłość boską - wyjąkał.- Ty jesteś Tula?Napawała się jego zdumieniem.- Tak.Witaj, Eskilu!Nie ruszał się z miejsca i tylko przyglądał się jej badawczo.- Ale ty byłaś przecież taka słodka.Tula nie była już tak zachwycona.- No cóż, jeśli to ma być komplement.- Nie, nie, chciałem tylko powiedzieć, że nie sposób cię poznać.Gdzie się podziałytwoje złote loki? I urocza pulchność? I nieustający śmiech, który brzmiał jak krakanieopętanych wiosną wron? A tłuste rączki i krótkie nóżki, poruszające się szybko jak pałeczkiod werbla, zwłaszcza gdy coś spsociłaś i dorośli usiłowali cię gonić? Jesteś teraz.damą -stwierdził lekceważąco.- Masz kobiece kształty i jakąś godność w sobie.Nawet twoje naiwnespojrzenie stało się.świadomie naiwne.Naprawdę tak uważał? Może najwyższy czas zrezygnować z udawania dziecka?Heike, co prawda nie wprost, też zauważył coś podobnego.A jeśli i Tomas.? Ta myśl wydałasię jej nieznośna.W stosunku do Tomasa o czystym sercu pragnęła pozostać szczera, przynajmniej natyle, na ile to możliwe.Nie mogła pogodzić się z faktem, że Heike przejrzał ją na wylot.Myśl o tym ani nachwilę jej nie opuszczała, przez cały czas kryła się za jej słowami i czynami.Dręczyła ją jakpobolewający ząb, utrzymywała w poczuciu upokorzenia.Eskil, bez pytania i bez skrupułów, ułożył się na jej łóżku, a nawet ze dwa razypodskoczył na miękkim materacu.- Ale ciągle masz policzki rumiane jak jabłuszka.- Nie rozdajesz komplementów hojną ręką, jak słyszę.- Czy to zle mieć policzki jak jabłuszka? - zapytał niewinnie.- Może i tak, ale kiedy się ma pięć lat.W wieku szesnastu chce się mieć policzkizapadnięte, bo to wydaje się takie interesujące.Bezczelnie zaczął chichotać.Eskil odznaczał się niezwykłym kolorytem jak namężczyznę z Ludzi Lodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]