[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale zamiast huku ibłysku słyszy tylko ciche klapnięcie.Niewypał.Opuszcza bezradnie karabin. Przeładować! ryczy Robotnik.Sprawnie jak na strzelnicy Sokół repetuje, automatycznie podnosi broń do ramienia.Dziewczyna woła spazmatycznie: Nie, nie! Ja niewinna! Darujcie!Tym razem Sokół nie odwraca głowy.Patrzy w prost na krzyczącą, ale gdyby zajrzećmu w oczy, można by z nich wyczytać tę samą rozpacz i przerażenie co u dziewczyny.Ponownie pociąga za spust.I znów klapnięcie.Opuszcza karabin.Przypomina mu się, żeskazaniec, pod którym urywa się sznur zostaje ułaskawiony. A ta dziewczyna? zwraca się do dowódcy, nie wiedząc nawet, czy wypowiedziałgłośno swą wątpliwość, czy tylko przemknęła mu ona przez głowę. Robotnik chyba myśli o tym samym.Taka młoda, jedno spotkanie z gestapowcem,może tylko na polecenie matki& Może to za mało na wyrok śmierci.Odwraca się na pięcie. Ułaskawiona mówi krótko. Idziemy.Dziewczyna z niedowierzaniem patrzy za nimi.Nawet kiedy zamykają za sobą drzwi,jeszcze nie wierzy, że udało jej się uniknąć losu matki.Nie zwracając na nic uwagi Robotnik głośno ściąga z posterunków ubezpieczenie.W milczeniu formuje kolumnęmarszową.Nikt nie pyta o wyniki egzekucji.Partyzant nie lubi takich akcji.Rozumie, że sąkonieczne, ale woli mieć przed sobą uzbrojonego wroga.Mimo że to dopiero sierpień, przedświt wieje chłodem.Może dlatego, że są niewyspani,zmęczeni.Porucznik zdaje sobie sprawę, że ci sami ludzie po nie przespanej nocy będąjeszcze musieli sprawnie przeprowadzić akcję na więzienie w Radomsku.W dwu pobliskichchatach budzi znajomych gospodarzy i w drogę powrtoną wyruszają na dwóch podwodach.Wten sposób udaje im się złapać trochę snu, a i zmęczenie nie wchodzi w nogi.Nad ranem, w lesie koło Młynic, Robotnik melduje wykonanie rozkazu.Dla nichsprawa jest skończona.Nie jest skończona dla Rzejowic.Mieszkańcy wsi nie mogą, a co ważniejsze, nawet pośmierci nie chcą zapomnieć zdrady, jakiej się dopuściła Bolusiowa.Zaraz z rana Zliwowski zdwoma córkami i synem przygotował ciało do pogrzebu i poszedł zamówić trumnę.W warsztacie stolarskim już wiedziano o wykonaniu wyroku.Majster tylko wzruszyłramionami. Nie. Przecież zapłacę. Nie. Na pewno zapłacę. Za żadne pieniądze nie podejmę się tej roboty.Podobnie było u grabarza. Nie mogę dołu wykopać. Dlaczego? Takiego ciała poświęcona ziemia nie przyjmie. Nie wasza sprawa oburzył się Zliwowski. Może i nie moja obojętnie przytaknął grabarz ale moja łopata i moja praca.A otym ja decyduję. Przecież nie chcę darmo&Grabarz popatrzył na niego niechętnie i odwrócił się tyłem.Jedyna nadzieja w miłosierdziu Bożym i w księdzu.Kapłan nie powinien odmówićspełnienia ostatniej posługi.Ale zapiekła ludzka nienawiść dotarła na plebanię wcześniej niżZliwowski.Proboszcz pospieszył z wyrazami współczucia, lecz nie kwapił się wcaleodprawiać mszy i odprowadzać ciała na cmentarz. Widzisz, synu mówił dobrotliwie zmarłą dosięgła sprawiedliwość za jej winy, zagrzechy, za to, że przez nią zginęli ludzie. Ale miłosierdzie Boże& Bóg z pewnością zmiłuje się nad tobą i nad nią, ale, widzisz, jestem pasterzem moichowieczek.Nie mogę przeciw nim występować.Muszę dzielić ich żal. I nienawiść? spytał hardo Zliwowski.Ksiądz przeżegnał się trwożliwie. Co ty wygadujesz? Jaką nienawiść? Ja jej wybaczam, jako i Bóg Wszechmogący napewno wybyczy, ale przeciw parafianom moim nie mogę.Wierz mi, nie mogę.Wstał, jakby czekając aż natrętny interesant opuści plebanię.Ale Zliwowski nie ruszał sięz miejsca.Ksiądz rozłożył ręce jak do błogosławieństwa, lecz zamiast tego powiedział: Zresztą dzwonnica zamknięta, a kościelny też na pewno odmówi.I wyszedł z pokoju.Wieś odwróciła się od rodziny Zliwowskich.Nawet rodzony brat Bolesława grzecznie itaktownie, ale stanowczo odmówił pomocy w pogrzebie.Nie ziemia nie chciała Bolusi, aleludzie.Nikt nie chciał nawet kiwnąć palcem.Przez całe popołudnie obie córki i mały syn zbijali wraz z ojcem trumnę.Wyszłakoślawa, nieporadna, ale zawsze ciało można było ułożyć.Na drugi dzień od rana kopali gróbna cmentarzu.Szło im niesporo, bo i nienawykli, i miejsca nie byli pewni.A nuż ktośprzyjdzie i powie, że nie tutaj.Ale wieś rozumiała, iż nawet zdrajczyni musi swój grób mieć.Nikt się nie zjawił, by pomóc, ale też nikt nie przyszedł, by zabronić.Póznym popołudniem Zliwowski, jedynie z dziećmi, przewiózł wozem żonę na cmentarzi pochował.Ale niechęć, pogarda i nienawiść wszystkich sąsiadów była taka, że musiałporzucić swe ośmiohektarowe gospodarstwo i z pomocą Niemców, we wrześniu tego samegoroku przeniósł się na Dolny Zląsk.Do Rzejowic już nigdy nie wrócił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]