[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jacinto dawno temuzdał sobie sprawę, że od zarabianych przez niego pieniędzy zależy życie wszystkich tychludzi w autokarach na trasie koncertowej, w ciężarówkach ze sprzętem, techników odoświetlenia, obsługi, menedżerów, rodzin, psów i kotów.To był show-biznes, więc choćczasem Jacinto był zmęczony i przygnębiony, nie mógł innym sprawić zawodu.Doszedłdo tego punktu w ciągu zaledwie dwóch lat.Przyjął zaproszenie Rodolfo Hernandeza, by spędzić weekend w starym domkumyśliwskim skuszony prostotą, którą oferował.Rodolfo zarządzał jego finansami.Jacintogo lubił.Podobała mu się jego staromodna uprzejmość, nieskazitelne maniery iumiejętność dyskretnego cieszenia się urokami życia.Jacinto chciał się zanurzyć w tym świecie, choćby na parę dni.Gdy czarna, wielkalimuzyna wiozła go niekończącym się brukowanym podjazdem, zobaczył stary dom naskraju lasu, krążące nad nim kruki i jelenie wyzierające spomiędzy drzew.Uśmiechnął sięz ulgą.Wiedział, że tu znajdzie spokój.Nie będzie fanów, nikt nie będzie nic od niegochciał, nie będzie oczekiwał rozrywki.Tu mógł być po prostu sobą.William poprowadził Vidę i Jacinta do pełnego antyków salonu, udekorowanego w stylumyśliwskim, z boazerią z ciemnego drewna.Na przeciwległych ścianach znajdowały siękamienne kominki, zamiast płonących polan pełne kwiatów, bo wieczór był ciepły.Rząddrzwi balkonowych prowadził na kamienny taras, nad którym zwisały gałęzie drzew z migoczącymiświatełkami.Otaczał go żywopłot wycięty w fantastyczne kształty.Dalej widać było drzewa parku, naktórych zawieszono złociste kule światła.Na środku tarasu ustawiono długi stół przykryty białym obrusem i udekorowany pędamiwinorośli, liśćmi i świecami, osłoniętymi szklanymi kloszami.Dwie kobiety kładły przykażdym miejscu nakrycia.Stawiały szklanki i kieliszki z grubego, zielonkawego szkła dowina i wody, układały równo dwa centymetry od brzegu stołu sztućce oprawione w kość,składały białe bawełniane serwetki w trójkąt i umieszczały je w szklankach.Wszystkoproste, ale piękne.Taka była filozofia Rodolfa, zarówno przy biesiadowaniu, jak i w życiu.Bibi rozejrzała się dookoła i serce w niej zamarło.Wiele by dała, żeby być teraz w swymsaloniku w starym domu w Hollywood.By siedzieć z Palomą na kanapie, jeść pizzę ioglądać jakiś film.Nie, teraz grała kogoś innego.Jakieś dwadzieścia osób piło specjalny koktajl Williama, zrobiony z cavy, hiszpańskiejwersji szampana, zmieszanej z domaine de canton, francuskim likierem z imbiru i koniaku.Bibi wiedziała, że jest pyszny, ale więcej niż jeden kieliszek ścinał ją z nóg.Przyjęłapodany jej pełny po brzegi kieliszek i upomniała siebie, że musi uważać.Znów poczuła się niepewnie, gdy przyjrzała się kobietom wystrojonym w eleganckiesuknie koktajlowe z szyfonu, kolczyki i wiązane wokół kostki szpilki.Kobiety miały jasnewłosy połyskujące w świetle lamp niczym jedwab.Uśmiechały się promiennie domężczyzn.Do wysokich, barczystych mężczyzn w lnianych koszulach w pastelowychkolorach i białych spodniach. %7ładnych marynarek", tak brzmiał rozkaz Rodolfo.MuzycyJacinta i tak by się nim nie przejęli, bo nosili, co chcieli.Dzisiejszego wieczoru mieli nasobie cienkie bawełniane koszulki z terminem najnowszej trasy koncertowej i napisem Jacinto".Bibi poniewczasie zdała sobie sprawę, że postrzępione dżinsy, marszczona bluzka ibrązowy, robiony na drutach szal to był błąd.Daleko jej było do szyku tych miejskichelegantek.Nie pasowała do reszty towarzystwa.Nagle zapragnęła zniknąć.Uciec.- Nie możesz, wiesz? - odezwał się Jacinto za jej plecami.Odwróciła się gwałtownie.Koktajl chlusnął wprost na psa.Amigo powąchał swą mokrąsierść, polizał ostrożnie i skrzywił się z niesmakiem.- Nie mogę czego?- Nie możesz uciec.Ja też nie.Rodolfo nas zaprosił, przyjęliśmy zaproszenie, więczostaniemy tu jakiś czas.Jesteśmy na tych ludzi skazani.Jestem pewien, że twoja matkanauczyła cię dobrych manier, tak jak moja nauczyła mnie.- Moja matka umarła przy moim urodzeniu.- Bardzo mi przykro.Domyślam się zatem, że nie nauczyłaś się dobrych manier i zczystym sumieniem możesz uciec.On z niej kpił.Cofnął się o krok i zgiął w dworskim ukłonie.- Seńorita Vida.- Vida! - Podszedł do niej rozpromieniony Rodolfo.Uwielbiał imprezy, a ta zapowiadałasię niezle.- Tu jesteś.Widzę, że zdążyłaś już poznać Jacinta. - Vida zamierzała wyjść - powiedział Jacinto.- Próbuję ją przekonać, żeby została.- Ależ nie możesz wyjść.Masz zostać i dobrze się bawić - rozkazał Rodolfo i zwrócił się doJacinta: - Moja Vida jest trochę nieśmiała, ale piecze najpyszniejszy chleb na świecie.Querida, dziękuję ci za bochenek, spróbujemy go podczas kolacji.Oczywiście będziebardzo prosta, jak to zwykle u nas na wsi.Ach, widzę, że przyprowadziłaś też Amigo.Rodolfo zwrócił się do przechodzącego pomocnika:- Proszę, zabierz Amigo do kuchni i postaraj się, żeby dostał trochę kurczaka.Bardzo golubi.Upewnij się, że mięso jest odpowiednio drobno pokrojone.Pies poczłapał do kuchni.Rodolfo odwrócił się do Jacinta i się uśmiechnął.- Obawiam się, że Amigo nie ma już zębów takich jak kiedyś.- Jest stary.- Bibi stanęła w obronie psa.- Pięknie wyglądają te kobiety - powiedziała,zerkając na swoją kupioną na targu bluzkę, która tak dobrze się prezentowała, gdy oglądałasię w domu w lustrze.- Pozwól, że wezmę twój szal.- Jacinto położył dłoń na jej ramieniu.- Wieczór jest takiciepły, na pewno nie będziesz go potrzebować.Odwróciła się, by na niego popatrzeć.Ich twarze niemal się stykały.Poczuła jego lekki,cytrusowy zapach.Jacinto był bardzo męski.Wysoki, może trochę za szczupły.Wyrazistekości policzkowe, tatuaże na przedramionach i szyi.Ciemne oczy, które określiłaby wręczjako przenikliwe.Grzywa ciemnych włosów opadająca na oczy.I usta.Hm, może lepiejsię w to nie zagłębiać.Poczuła nagły skurcz w dole brzucha, dreszcz seksualnegopodniecenia. Ubrany był w wąskie czarne spodnie i luzną czarną koszulę z podwiniętymi rękawami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •