[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I nic nie mogła na to poradzić.Mogła się tylko przeklinać za ignorancję - skąd jednak miała wiedzieć,że ta uprzejmość jest w Ameryce jedynie zasłoną dymną?Kryjąc rozczarowanie, zwinęła się w kłębek na sofie.- Przepraszam za wścibstwo.Niestety to moja okropna wada.Może jednak pański brat uważał, żepowinien się pan ożenić, i dlatego w pewnym sensie zmusił pana do tej decyzji.W Anglii najstarszysyn musi chyba zostawić po sobie potomka.Skinął niechętnie głową.- To dlatego, że dziedziczy cały majątek.I dlatego młodsi raczej odwodzą swych starszych braci odżeniaczki.Po co mieliby im jeszcze pomagać? Przecież jeśli najstarszy syn nie zostawi spadkobiercy,w jego rolę wchodzi kolejny brat.Młodsi nie lubią swoich starszych braci.Nawet przeciwko nimspiskują, a w przypadkach ekstre-malnych nawet próbują ich zabić.Nie pomagają im jednak w znalezieniu żony.- W takim razie nic nie rozumiem.Jeśli chciał ukraść posag i firmę, nie powinien był płacić za mójprzyjazd.Gdyby jednak kierowały nim szlachetne pobudki, nie kradłby posagu.Dla mnie to wszystkonie ma sensu.Tylko on może wyjaśnić motywy swojego postępowania.- A nigdzie go tu nie widzę - mruknął Ravenswood.Oboje podskoczyli nerwowo na odgłos pukaniado drzwi.Ravenswood otworzył je szeroko - w progu stał kamerdyner.- Milordzie, pańscy goście.mhm.- Zaczynają się niecierpliwić? Tak, nic dziwnego.Daj mi chwilę, McFee.- Oczywiście, milordzie.- Chciał wyjść, ale w ostatnim momencie zatrzymał się jeszcze i wyjął plikdokumentów.- Uwolniłem lady Evelinę od tego ciężaru, sir.Uznałem, że będzie pan wolał mieć to usiebie.Abby nawet ze swego miejsca bez trudu rozpoznała akt ślubu i listy.Lord Ravenswood odebrał je odlokaja z ponurym skinieniem głowy.- Dziękuję, McFee.Dobra robota.Po wyjściu kamerdynera Ravenswood zamknął drzwi i cisnął dokumenty na skórzaną sofę.Patrzył nanie przez dłuższą chwilę i podniósł wzrok na Abby.- Nie rozwiążemy dzisiaj tego problemu.Muszę się pozbyć gości, a pani i pani służąca z pewnościąmusicie coś zjeść i położyć się spać.- Wspaniała myśł.- Oczywiście zostaniecie tutaj, a rano wymyślimy, co robić.Może tymczasem uda mi się ustalić, gdziejest mój brat.Najchętniej uległaby pokusie i poddała się po prostu jego woli, lecz musiała zaprotestować.- Jeśli pan woli, żebyśmy pojechały do hotelu, oczywiście natychmiast się tam udamy.- Przypomniałasobiejednak, że jego brat ukradł jej posag i dodała kwaśno: - Pan jednak będzie musiał zapłacić za nocleg,ponieważ nie mam pieniędzy.Zacisnął zęby.- Bardzo mi przykro.Zapewniam panią, że niezależnie od rozwoju wypadków zrekompensuję paniwszystkie starty finansowe.- Przesunął palcem po akcie małżeństwa.- Nie po raz pierwszy płaciłbymzresztą długi brata, zapewniam panią.A więc została zaliczona do kategorii długów.Zwietnie.Nie miała jednak powodu do narzekania.Tenmiły i przyjacielski dżentelmen, który - jak dotąd sądziła - był jej mężem, z pewnością nie zostawiłbyjej bez grosza, ale kto wie, jak postąpiłby ten wielki angielski lord, gdyby chciał być niemiły?- Nie chcę panu sprawiać kłopotu.Jeśli tylko mogę dostać pieniądze na nocleg.- Nonsens.Przynajmniej mogę pani zaproponować pokój.- Uśmiechnął się smutno.- Poza tym, jeśliodeślę żonę do hotelu, dopiero zaczną się plotki.Popatrzyła na niego zaskoczona.- Chce pan kontynuować tę farsę?- Szczerze mówiąc, nie wiem, co zrobię.Dzięki pani gadatliwej służącej wszyscy moi goście od conajmniej pół godziny rozmawiają o mojej żonie.Trudno mi będzie to ukryć.- To co pan im powie? Prawdę? -1 co on miał na myśli, mówiąc o gadatliwej służącej? Co ona takiegopowiedziała?- Nie, z pewnością nie.Ale coś wymyślę.Na razie muszę zyskać na czasie.- Uniósł brwi.- Potrafięcałkiem niezle kłamać, gdy zachodzi taka potrzeba.- Widać to u państwa rodzinne - powiedziała słodko.Roześmiał się po raz pierwszy od jej przyjazdu.- Jak widać.- Otworzył drzwi i skinął na kamerdynera.- McFee, odprowadz naszego gościa do pokojui wy-ślij na górę tacę z kolacją.Każ również przygotować kąpiel.- Dziękuję - szepnęła Abby.Uśmiechnął się tak jak dawniej, jak mężczyzna, którego zgodziła się poślubić.Poczuła nagły ucisk wpiersiach.- W takim razie do zobaczenia jutro - powiedział.Widząc, że rusza do drzwi w samej koszuli isurducie,zerwała się z miejsca.- Milordzie! Odwrócił się szybko.-Tak?- Będzie to chyba panu potrzebne - Zbierając jedną ręką gorset, drugą wyciągnęła z surdutem w jegokierunku.Podszedł i sięgnął po ubranie.Gdy musnął dłonią jej dłoń, przeskoczyła między nimi tak gorąca iskra,że Abby wypuściła z rąk brzegi gorsetu.Popatrzył w dół na jej koszulę i zaczął oddychać nieco szybciej, zrównując się z tempem jejoddechów.Przez chwilę sądziła, że zaraz ją pocałuje.Jednak cofnął się, tak jakby przywołał się do porządku, i znów popatrzył jej w twarz.- Proszę jednak zatrzymać surdut, panno Mercer - powiedział gardłowym szeptem.- Po tymwszystkim, co się tutaj dziś stało, taki drobiazg nie wywrze na gościach najmniejszego wrażenia.Pozwoliła zarzucić sobie surdut na ramiona i zadrżała pod dotknięciem jego dłoni, które dotarło donajdalszych zakamarków jej zranionego serca.Serce biło jej jak młotem, wdychała z lubością jegomęski zapach.Musiała nad sobą zapanować.Może i pachniał tak samo jak w Ameryce, lecz nie był już przecież tymsamym przyjacielskim, fascynującym człowiekiem, którego zgodziła się poślubić.Stał się wicehrabią,świadomym swej rangi i pozycji.A jej nie pozostawało nic innego, jak tylko o tym pamiętać.Kiedy się odsunął, Abby panowała już całkowicie nad emocjami mimo zapachu wina i bergamotki,które przylgnęły do surduta i nieproszone bombardowały jej zmysły.Szybko pozapinała guziki.Surdut krył przynajmniej jej rozpięty gorset, choć pewnie wyglądałakomicznie.Popatrzyła mu w twarz i zauważyła, że z trudem skrywa uśmiech.- Da pani sobie radę sama? - spytał.Na dzwięk jego głosu poczuła ucisk w gardle.-Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]