[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No i dlatego sięzmieniłem - inaczej stałbym się historią! Nudną jak flaki z olejem!- A czym jesteś teraz?Vinculus wzruszył ramionami.- Może książką kucharską! Może powieścią! Może zbiorem kazań!Bardzo go to rozśmieszyło, zaczął zatem rechotać i jeszcze trochę poskakał.- Mam nadzieję, że nadal jesteś tym, czym byłeś - księgą magii.Ale co ty mówisz?Vinculusie, czy to znaczy, że nigdy nie nauczyłeś się tego alfabetu?- Jestem księgą - Vinculus znieruchomiał.- Najważniejszą księgą.Zadaniem księgijest skrywać słowa.To właśnie robię.To czytelnik musi znać ich znaczenie.- Ale ostatni czytelnik zmarł!Vinculus wzruszył ramionami, jakby to nie było jego zmartwienie.- Musisz coś wiedzieć! - Childermass szalał ze złości.Złapał Vmculusa za ramię.- Ato? Ten znak rogatego koła przeciętego linią? Ciągle się na tobie pojawia, co oznacza?Vinculus wyrwał mu ramię.- Oznacza zeszły wtorek - odparł.- Oznacza trzy świnki, jedną w słomkowymkapeluszu! Oznacza, że Sally poszła pląsać w świetle księżyca i zgubiła różaną torebeczkę.- Uśmiechnął się i pogroził Childermassowi palcem.- Wiem, co robisz! Chcesz zostaćnastępnym czytelnikiem!- Być może - odparł Childermass.- Choć za nic nie potrafię powiedzieć, od czegomiałbym zacząć.Ale nie widzę wokół nikogo, kto miałby większe prawo do zostania nim.Cokolwiek się jednak zdarzy, nie spuszczę cię już z oczu.Tak, Vinculusie, będziemy teraznierozłączni.Vinculus natychmiast stracił dobry humor i ubrał się w ponurym milczeniu.Do Anglii powróciła wiosna.Ptaki fruwały za pługami.Słońce ogrzewało kamienie.Deszczei wiatry złagodniały, niosły teraz z sobą zapachy ziemi i nowego życia.W lasach pojawiły siębarwy tak delikatne, tak subtelne, że właściwie trudno je było nazwać barwami.Było to raczejwyobrażenie barw, jakby to drzewa śniły zielone sny lub miały zielone myśli.Wiosnapowróciła do Anglii, ale Strange i Norrell nie.Słup ciemności zakrywał opactwo Hurtfew,Norrell już z niego nie wyszedł.Ludzie spekulowali, że Strange zabił Norrella albo NorrellStrange a, czy sobie na to zasłużyli i czy ktoś powinien tam wejść, by się o tym przekonać.Zanim jednak ktokolwiek zdołał wyciągnąć jakieś wnioski, ciemność odeszła,zabierając z sobą opactwo Hurtfew.Dom, park, most i część rzeki zniknęły.Drogi wiodąceniegdyś do Hurtfew prowadziły teraz do własnego początku lub nieciekawych zakątków pól ilasów odroślowych, których nikt nie chciał odwiedzać.Dom na Hanover Square i oba domyStrange a - ten na Soho Square i w Clurr - spotkał taki sam los.W Londynie jedynymstworzeniem, które nadal potrafiło odnalezć dom na Soho Square, był kot Jeremy ego Johnsa,Gil.Gil nie zdawał sobie sprawy z tego, że domu nie ma, i wciąż chodził tam, kiedy mu siępodobało.Po prostu wślizgiwał się między numer 30 i 32, a każdy, kto go widział, twierdził,że był to najdziwniejszych widok na świecie.Lord Liverpool i pozostali ministrowie często publicznie wyrażali swój żal z powoduzniknięcia Strange a i Norrella, ale tak naprawdę ulżyło im, że mają ten problem z głowy.Strange i Norrell okazali się mniej szacowni, niż się kiedyś wydawało.Obaj eksperymentowali, jeśli nie z czarną magią, to z taką, która z pewnością miałazbyt ciemny odcień, by stać się pożądana i legalna.Ministrowie zwrócili uwagę na wielkąliczbę nowych magów, którzy znienacka pojawili się w kraju.Magowie ci rzadko czarowali izazwyczaj byli niewykształceni, lecz okazali się równie kłótliwi jak Strange i Norrell.Trzebabyło szybko wypracować odpowiednie metody regulacji ich postępowania.Nagle plan panaNorrella dotyczący przywrócenia Aawy Pięciu Smoków (wcześniej lekceważony) okazał sięniezwykle przydatny. W drugim tygodniu marca w  York Chronicie ukazała się notatka skierowana do dawnychczłonków Uczonego Towarzystwa Magów Yorku i do wszystkich, którzy chcieliby do niegowstąpić.Zapraszała tych panów do gospody Pod Odwieczną Gwiazdą na przyszłą środę (czyliw dzień, w którym tradycyjnie spotykali się magowie).To dziwne ogłoszenie obraziło niemal wszystkich byłych członków towarzystwa.Zamieszczono je w gazecie, więc mógł je przeczytać każdy, kto dysponował jednym pensem.Co więcej, autor (nie wymieniony z nazwiska) uznał za stosowne zapraszać ludzi, by wstąpilido towarzystwa, do czego absolutnie nie miał prawa, niezależnie od tego, kim był.Kiedy nadszedł ów ważny wieczór, dawni członkowie towarzystwa zjawili się wgospodzie, gdzie zastali mniej więcej pięćdziesięciu magów (albo pretendentów do tegotytułu) zgromadzonych w długiej sali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •