[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On…— Och, Richardzie, to niepo…— Nie mów mi, co mam robić, Williamie, tylko po prostu słuchaj.Ten facet nazywa się Fander.Nie jest lekarzem, w każdym razie już nie, ale rzuci na ciebie okiem i stwierdzi, czy oprócz prochów musisz dostać jeszcze antybiotyki.Powinien zjawić się u ciebie przed świtem.— Richardzie, nie wiem, jak ci dziękować — powiedział Billy.Po jego policzkach spływały łzy.Otarł je machinalnie prawą ręką.— Zdaję sobie z tego sprawę.Nie jesteś makaroniarzem — odparł Ginelli.— Ale pamiętaj, staraj się nie ruszać.Po prostu siedź nieruchomo.◆ ◆ ◆Fander zjawił się parę minut przed szóstą.Był niskim człowieczkiem o przedwcześnie posiwiałych włosach, w ręku trzymał torbę wiejskiego lekarza.Przez dłuższą chwilę przyglądał się bez słowa wychudłemu, kościstemu ciału Billy’ego, po czym delikatnie odwinął chusteczkę z jego lewej dłoni.Billy musiał przyłożyć drugą rękę do ust, aby stłumić krzyk.— Proszę unieść dłoń — powiedział Fander.Billy zrobił to.Ręka była mocno opuchnięta, skóra naciągnięta i błyszcząca.Przez chwilę patrzyli na siebie nawzajem przez otwór w dłoni Billy’ego.Rana była okolona ciemną obwódką zaschniętej krwi.Fander wyjął z torby otoskop i poświecił nim przez otwór.Potem wyłączył go i schował.— Rana jest czysta — stwierdził.— Jeżeli to była kulka łożyskowa, szanse zakażenia są mniejsze niż w przypadku ołowianej kuli z rewolweru.Chyba że dziewczyna czymś ją nasmarowała.— Pocieszył mnie pan… — wymamrotał Billy.— Nie płacą mi za pocieszanie ludzi — odparł spokojnie Fander.— Zwłaszcza gdy wyrywa się mnie z łóżka o trzeciej trzydzieści nad ranem, daje mi tylko tyle czasu, żebym zdążył się ubrać, i pakuje do samolotu.Jest pan pewien, że to była stalowa kulka?— Tak.— Cóż… raczej trudno jest nasączyć stalową kulkę trucizną, tak jak to robią Indianie Jivaro z drewnianymi grotami swoich strzał.Poza tym, jeżeli rzeczywiście ta dziewczyna zrobiła to spontanicznie, jak pan twierdzi, nie sądzę, aby zdążyła ją czymś pokryć.Rana powinna zagoić się szybko i bez komplikacji.— Wyjął środek dezynfekujący, gazę i bandaż elastyczny.— Zakładanie opatrunku będzie diablo bolesne, ale proszę mi wierzyć, cierpiałby pan bardziej, gdyby rana pozostała odsłonięta.Ponownie obrzucił Billy’ego spojrzeniem, lecz w jego wzroku nie było współczucia; patrzył na niego zimno i krytycznie.— Jeżeli znów nie zacznie pan jeść, dłoń będzie najmniejszym z pańskich problemów — oświadczył po chwili.Billy nic na to nie odpowiedział.Fander przyglądał mu się jeszcze przez parę długich sekund, po czym w milczeniu zabrał się do zakładania opatrunku.Billy i tak nie mógłby kontynuować rozmowy, bo ból był koszmarny.Zamknął oczy, zacisnął zęby i czekał, aż tortura dobiegnie końca.Wreszcie kaźń się skończyła.Billy siedział, podtrzymując pulsującą bólem obandażowaną dłoń, a Fander ponownie zaczął grzebać w swojej torbie.— Pomijając wszystko inne, wycieńczenie pańskiego organizmu bardzo utrudnia zwalczenie dręczącego pana bólu.Gdyby nie miał pan takiej niedowagi, czułby się pan znacznie lepiej.Nie mogę podać panu darvonu czy darvocetu, bo mogłyby pana wprawić w stan śpiączki albo wywołać arytmię serca.Ile pan waży, panie Halleck? Pięćdziesiąt sześć kilogramów?— Mniej więcej — wymamrotał Billy.W łazience motelowego pokoju była waga i przed wyprawą do obozu Cyganów stanął na niej.Pomyślał wtedy, że to raczej dziwny sposób dodawania sobie otuchy.Wskazówka zatrzymała się na 53 kilogramach.Cała ta podróż w palących promieniach słońca znacznie przyspieszyła proces jego chudnięcia.Fander pokiwał głową z wyraźnym niesmakiem.— Dam panu dość silny środek przeciwbólowy, empirynę.Proszę brać po jednej tabletce.Jeśli po trzydziestu minutach pan nie uśnie, a ból nadal będzie nie do zniesienia, proszę wziąć jeszcze połówkę.I niech pan zażywa te tabletki przez następne trzy lub cztery dni.— Pokręcił głową.— Przeleciałem tysiąc kilometrów, żeby dać człowiekowi buteleczkę empiryny… Życie potrafi być naprawdę perwersyjne.Ale z powodu pana poważnej niedowagi nawet empiryna może być niebezpieczna.Powinien pan brać aspirynę dla dzieci.— Wyjął z torby jeszcze jedną buteleczkę, tym razem bez nalepki.— To aureomycyna — wyjaśnił.— Proszę przyjmować ją doustnie co sześć godzin.Jednak gdyby wystąpiły jakiekolwiek zaburzenia żołądkowe, musi pan natychmiast odstawić antybiotyk.W pańskim stanie rozwolnienie jest bardziej niebezpieczne niż ewentualna infekcja.Może okazać się zabójcze.Niech pan o tym pamięta, Halleck.Zamknął torbę i wstał.— Moja ostatnia rada nie ma nic wspólnego z pańskimi przygodami w Maine — dodał.— Niech pan jak najszybciej kupi tabletki potasu i bierze po dwie dziennie, jedną rano, a drugą wieczorem.Na pewno znajdzie je pan w dziale aptekarskim pobliskiej drogerii.— Dlaczego muszę brać potas?— Jeżeli nie przestanie pan tracić na wadze, to niezależnie od tego, czy będzie pan zażywał darvon, czy jakiekolwiek inne leki, wkrótce zacznie pan mieć poważne kłopoty z sercem.Arytmia.Tego typu dolegliwości są najczęściej spowodowane brakiem potasu w organizmie.Być może właśnie dlatego umarła Karen Carpenter.Życzę miłego dnia, panie Halleck.Gdy wychodził, na niebie pojawiły się pierwsze promienie wschodzącego słońca.Przez chwilę stał na progu, wsłuchując się w szum fal oceanu.— Powinien pan przerwać tę głodówkę, panie Halleck — powiedział, nie odwracając się do Billy’ego.— Świat to jedno wielkie gówno, ale potrafi być również piękny.To zależy, jak na niego spojrzeć.Podszedł do niebieskiego chevroleta czekającego z włączonym silnikiem przed domem i zajął miejsce na tylnym siedzeniu.Samochód odjechał.— Próbuję to przerwać — powiedział Billy do odjeżdżającego chevroleta.— Naprawdę próbuję.Zamknął drzwi, powoli podszedł do niewielkiego stolika, na którym Fander zostawił buteleczki z lekarstwami, i zaczął się zastanawiać, jak je zdoła otworzyć, mając sprawną tylko jedną rękę.Rozdział 21GinelliZamówił potężny lunch.Nie był głodny, ani trochę, ale wymiótł wszystko z talerza.Kiedy skończył, łyknął trzy tabletki empiryny.Uznał, że po kanapce z indykiem, frytkach i kawałku jabłecznika (który smakował jak stęchły asfalt) nie powinny mu zaszkodzić.Pigułki podziałały bardzo szybko — ból w jego dłoni natychmiast złagodniał.Kiedy zasnął, pojawiły się sny.Było ich kilka, ale wszystkie były gorączkowe i szalone.W jednym z nich zobaczył tańczącą nago Ginę, z której uszu zwisały wielkie złote obręcze.Potem czołgał się przez długi mroczny tunel w stronę jasnego kręgu światła, który przez cały czas pozostawał w tej samej odległości od niego.Coś biegło za nim.Podejrzewał, że to szczur.Bardzo duży szczur.Kiedy w końcu wydostał się z tunelu, nadzieja, że udało mu się uciec, okazała się płonna.Ponownie znalazł się w ogarniętym głodem Fairview.Wszędzie piętrzyły się stosy trupów.Na środku zieleńca leżał Yard Stevens, a w tym, co pozostało z jego szyi, tkwiły jego własne fryzjerskie nożyce.O latarnię opierała się Linda: jej ciało zamieniło się w szkielet obciągnięty skórą.Była teraz kościotrupem ubranym w fioletowo-biały strój cheerleaderki.Billy nie wiedział, czy żyła i znajdowała się jedynie w stanie śpiączki, czy umarła.Nagle na dół spikował sęp i usiadł na jej ramieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •