[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jesteś pewien, że mamy rację?— Tak.Absolutnie.Taki nienaturalny stan, w jakim on się znajdował, nie jest dla nikogo wskazany.— Przypuszczam, że to istotnie był nienaturalny stan.Tylko że Vernon wyglądał tak normalnie, tak zwyczajnie i szczęśliwie.Wciąż stoi mi przed oczami ta jego szczęśliwa twarz, Sebastianie.Vernon wyglądał na szczęśliwego… A chyba żadne z nas nie jest zbyt szczęśliwe, prawda?Sebastian pozostawił to pytanie bez odpowiedzi.ROZDZIAŁ TRZECI1Dwa dni później Sebastian przyjechał do Możnych Opactw.Kamerdyner nie był pewien, czy pani Chetwynd może go przyjąć.Pani Chetwynd leży.Pani Chetwynd nie czuje się dobrze.Sebastian podał swoje nazwisko i powiedział, że jest przekonany, że pani Chetwynd może go przyjąć.Został wprowadzony do salonu i kazano mu czekać.Dom zdawał się bardzo pusty i cichy, za to niezwykle luksusowo urządzony — zupełnie inaczej niż ten, który zapamiętał z dzieciństwa.Wtedy to był prawdziwy dom, pomyślał w duchu, choć sam nie wiedział, co ma przez to rozumieć.Niebawem zrozumiał.Ten, któremu teraz się przyglądał, w pewnym sensie przypominał muzeum.Wszystko tu było pięknie zaaranżowane i tworzyło zgraną całość; wszystkie drobiazgi były starannie dobrane, wręcz doskonałe.Dywany, pokrycia mebli i zasłony były nowe.I kosztowały ciężkie pieniądze, pomyślał Sebastian z uznaniem, po czym oszacował je z dokładnością co do pensa.Sebastian zawsze wiedział, ile co kosztuje.Musiał przerwać swoje finansowe rozważania, ponieważ otworzyły się drzwi.Weszła Nell, z zaróżowionymi policzkami i wyciągniętymi ramionami.— Sebastianie! Co za niespodzianka! Sądziłam, że jesteś zbyt zajęty, aby wyjeżdżać z Londynu w środku tygodnia!— Toteż przez ostatnie dwa dni straciłem dwadzieścia tysięcy funtów — burknął Sebastian, potrząsając jej ręką.— A wszystko przez to, że włóczę się tu i tam, zamiast dbać o własne interesy.Jak się masz, Nell?— Och, czuję się znakomicie.No, bardzo znakomicie to ona nie wygląda, pomyślał, gdy jak rumieniec wywołany jego niespodziewanym najściem odpłynął z jej twarzy.Zresztą czyż kamerdyner nie powiedział, że leży, gdyż nie czuje się dobrze? Spostrzegł też, że jej twarz jest lekko napięta i wymizerowana.Nell mówiła dalej:— Usiądź, Sebastianie.Wyglądasz tak, jakbyś się śpieszył na pociąg.George jest w Hiszpanii.Ma tam do załatwienia jakieś ważne sprawy.Nie będzie go co najmniej tydzień.— Istotnie?W każdym razie dobrze się składa, pomyślał.To naprawdę paskudna sprawa.Nell nie ma o niczym pojęcia…— Masz bardzo posępną minę, Sebastianie.Czy coś się stało?Rzuciła to pytanie lekko, lecz on skwapliwie skorzystał ze sposobności: potrzebował jakiegoś wstępu.— Tak, Nell — odrzekł poważnie.— Prawdę mówiąc, stało się.Nell wzięła głęboki oddech.Jej oczy stały się czujne.— Co takiego? — rzuciła szorstko.— Obawiam się, że to, co powiem, może być dla ciebie wielkim wstrząsem.Chodzi o Vernona.— O Vernona?Odczekał minutę, potem powiedział: — Vernon żyje, Nell.— Żyje? — szepnęła.Jej dłoń mimowolnie spoczęła na sercu.— Tak.Nie zareagowała tak, jak Sebastian się spodziewał: nie zemdlała, nie krzyknęła ani nie zasypała go pytaniami.Po prostu pstrzy przed siebie.W jego bystrym żydowskim umyśle natychmiast zbudziło się podejrzenie.— Wiedziałaś o tym?— Nie, nie.— Pomyślałem sobie, że być może widziałaś go kilka dni temu, kiedy był tutaj.— A więc to jednak był Vernon? — To pytanie wyrwało się z niej jak krzyk.Sebastian skinął głową.Było tak, jak uważał i jak powiedział Jane.Nell nie dowierzała własnym oczom.— Co wówczas pomyślałaś? Że to jest uderzające podobieństwo, tak?— Tak… oczywiście.Bo i jakże inaczej? Jak mogłam pomyśleć, że to Vernon? Patrzył na mnie jak na obcą osobę.— Vernon stracił pamięć, Nell.— Stracił pamięć?— Tak.Opowiedział jej całą historię, łącznie ze wszystkimi szczegółami.Przysłuchiwała się jego słowom, lecz z mniejszą uwagą, niż mógłby się spodziewać.Kiedy skończył, zapytała:— I co teraz? Co z tego wyniknie? Czy Vernon będzie taki jak przedtem? No i co my mamy robić?Wyjaśnił jej, że Vernon jest pod opieką specjalisty, że został poddany hipnozie i już częściowo odzyskał pamięć oraz że ten proces nie potrwa długo.Nie wchodził w techniczne szczegóły, sądząc słusznie, że nie zainteresowałyby jej.— A potem? Czy potem będzie pamiętał wszystko?— Tak.Skurczyła się w krześle— Vernon nie może cię obwiniać, Nell — powiedział, nagle ogarnięty litością.— Nie wiedziałaś, nikt nie wiedział.Zawiadomienie o jego śmierci było całkowicie jednoznaczne.To prawie jedyny w swoim rodzaju przypadek.Poza nim słyszałem tylko o jednym.Na ogół oczywiście niezgodne z prawdą doniesienia były w miarę możliwości natychmiast dementowane.Vernon kocha cię aż nadto, by zrozumieć wszystko i przebaczyć.Nie powiedziała nic; ukryła twarz w dłoniach.— Myślimy, i mamy nadzieję, że się z nami zgodzisz, że na razie lepiej zachować wszystko w tajemnicy.Oczywiście powiesz Chetwyndowi, a wówczas ty on i Vernon możecie to między sobą rozważyć…— Nie! Nie! Nie wchodź w szczegóły.Zostaw to tak jak jest do czasu, aż zobaczę się z Vernonem.— Chcesz go zobaczyć od razu? Może w takim razie pojedziesz ze mną do Londynu?— Nie, nie zrobię tego.Każ mu przyjść tutaj.Tu się zobaczymy.Służba jest nowa, więc nie ma obawy, by ktoś go rozpoznał.— Bardzo dobrze — powiedział Sebastian powoli.— Bardzo dobrze… powiem mu to.Nell podniosła się.— Idź już sobie, Sebastianie.Nie zniosę tej rozmowy ani chwili dłużej.Wierz mi.To wszystko jest takie przerażające.A jeszcze dwa dni temu byłam tak bardzo szczęśliwa i spokojna…— Posłuchaj, Nell, Vernon na pewno wróci do siebie.— Tak, wróci, lecz ja nie to miałam na myśli.Ty niczego nie rozumiesz, Sebastianie.To wspaniała wiadomość, oczywiście.Och! Idźże już.To okropne, że cię wyrzucam, lecz nie potrafię dłużej… nie potrafię.Idźże już sobie.Sebastian wyszedł.W drodze powrotnej do Londynu miał o czym rozmyślać.2Kiedy Nell została sama, wróciła do sypialni, położyła się do łóżka i szczelnie otuliła puchową kołdrą.Więc jednak to prawda.To był Vernon.Powiedziała sobie, że tak nie może być, że to śmieszna omyłka, a mimo to od tamtej chwili nieustannie targał nią niepokój.I co teraz będzie? Co powie na to wszystko George? Biedny George.Jest dla niej taki dobry.Oczywiście, były kobiety, które powtórnie wychodziły za mąż, a potem okazywało się, że ich pierwsi mężowie żyją.Nie najciekawsza sytuacja.Ona w gruncie rzeczy nigdy nie była prawdziwą żoną George’a.Och, to nie może być prawda.Takie rzeczy się nie zdarzają.Bóg nie pozwoliłby…Choć może lepiej by było nie myśleć o Bogu.To przypomina jej te wszystkie nieprzyjemne rzeczy, które powiedziała jej Jane kilka dni temu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •