[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lepiej ukarze ją, odbierając jej jakiś przywilej,albo nie pozwoli brać udziału w czymś, co lubi robić.Jednakwydawało się okrutne pozbawiać ją czegoś takiego w okresie świąt,kiedy działo się tyle rzeczy, na które trzeba czekać cały rok.Musiał jednak coś zrobić.- Bardzo mnie rozczarowałaś, Lily.- Byłam bardzo niegrzeczna - zgodziła się, nadal stojąc ze spusz-czoną głowa.W jej głosie słyszał żal.- To, że przeprosiłaś mnie za kłamstwo i Molly za swoje brzydkiezachowanie, było dobrym początkiem.Ale musisz ponieść karę.Przytaknęła poważnie.Cameron przełknął ślinę.Wyznaczenie kary okazało się dużotrudniejsze, niż przypuszczał.Jej skrucha i przygnębienie rozrywałymu serce.Lubił swoją przebojową, pełną życia dziewczynkę, a nie tozalęknione, smutne stworzenie.Gorączkowo szukał w myślach, usiłując sobie przypomnieć,jakie kary stosowano, by utrzymać w ryzach Charlotte.Nie mógłsobie jednak przypomnieć sytuacji, kiedy jego nieśmiała, łagodnasiostra była nieposłuszna, choć na pewno musiało to się kiedyśzdarzyć.- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli przez resztę tygodnia nie do-staniesz deseru - oświadczył w końcu.- Poinformuję kucharkę i pa-nią James.Lily uniosła ramiona i tak głęboko westchnęła, że aż zadrżała.Poczuł się, jakby to on tak wzdychał.Ulżyło mu, że sprawa jest zała-twiona, i podniósł jej małą bródkę do góry.Spojrzała na niego wiel-kimi oczyma.Serce aż mu podskoczyło.Ujął jej twarz w dłonie i delikatniewytarł kciukami łzy, które płynęły jej po policzkach.Był przyzwyczajony do nagłych zmian nastroju Lily, do głośnychszlochów, które potrafiła zaczynać i przerywać jak na zawołanie.Alechociaż denerwowało go takie zachowanie, znacznie bardziej zanie-pokoiło go, że teraz dziecko płakało tak cicho.- Proszę, nie bądz już na mnie zły, tato.Proszę.- Och, kotku.Podniósł ją i wziął w ramiona.Objęła go za szyję i wtuliła twarzw jego ramię.Przebaczył jej, ale co najważniejsze zapewnił, żekocha ją niezależnie od tego, jak zle się zachowała.Kołysał się, przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę i te delikatneruchy uspokoiły ich oboje.Wkrótce poczuł, że Lily oddycha równo-miernie i stwierdził, że zasnęła.Wyszedł z pokoju, przeszedł koryta-rzem do jej sypialni i położył ją na łóżku.Nawet się nie poruszyła, kiedy zdejmował jej buty, a kiedy nacią-gał na nią kołdrę aż pod brodę, żeby jej było ciepło, lekkowestchnęła przez sen.Cameron z ciężkim sercem przyglądał się śpiącemu dziecku,które wyglądało teraz jak niewinny aniołek.Wiedział, że to złudze-nie.Tego południa jej zachowanie znacznie wykroczyło poza to, comożna by złożyć na karb zmęczenia.Lily była nieprzyjemna i zło-śliwa.Kiedy słyszał, co i jakim tonem mówi, przechodziły mu poplecach ciarki.Musiał sobie przypomnieć, ile razy Charlotte nieśmiało suge-rowała, żeby tak łatwo i często nie ulegał każdemu kaprysowi Lily.Sytuacje, kiedy matka mówiła, że musi odpocząć, gdyż Lily jest takżywiołowa.Liczne rozmowy, w których pani James prosiła, aby jąwsparł, kiedy usiłowała skłonić Lily do lepszego zachowania.Pamiętał też troskę i zmartwienie w głosie Rebeki Tremaine,kiedy powiedziała, że jest przerażona wybuchem złości Lily w pro-bostwie.Prawie roześmiał się na wspomnienie, jak twardo broniłmałej, jak zarzucał pannie Tremaine, że nadmiernie przejmuje sięsytuacją, której nie rozumie.Teraz wiedział, że to on nie miał racji i że najwyższy czas, abyspojrzał prawdzie w oczy.Lily miała wiele dobrych cech, które nale-żało rozwijać i wspierać.Miała także kilka niezbyt ładnych, za któreon częściowo odpowiadał.Rozpieszczał ją i zanadto jej pobłażał.Toon był winny, że tak łatwo zmieniała się w tyrana.Ale było to zacho-wanie, którego nie mógł i nie miał zamiaru tolerować.Hrabia wyszedł z sypialni Lily i zszedł na dół.Problemom zwią-zanym z jej wychowaniem trzeba było natychmiast stawić czoło.Wiedział, że ma obowiązek dać przykład i wprowadzić, a potem wy-egzekwować konieczne zmiany.Ale jeszcze bardziej niż problem, jakim było opanowanie złegozachowania dziecka, przerażała go świadomość, że Rebece Tremainenależą się od niego przeprosiny.10101010Charlotte usiadła przy toaletce i przyglądała się sobie w lustrze.CCCUbrana była w kremową suknię, której kolor podkreślał delikatnyróżowy odcień jej policzków.Dekolt pozwalał na wyeksponowaniepojedynczego sznura pereł z diamentową zapinką - prezentu od ro-dziców na dwudzieste pierwsze urodziny Charlotte.Jej ciemne włosyupięte były w spiętrzoną kaskadę miękkich loków, przez które dlazaakcentowania ich urody przepleciono atłasową wstążkę.Czy to możliwe? Wyglądała prawie.pięknie.Pod wpływem tejdziwnej myśli zamknęła oczy, a potem szybko znów je otworzyła.Zadziwiające - ale w lustrze nadal widać było tę samą atrakcyjnąkobietę.Charlotte nie wierzyła jednak, aby to wrażenie pięknawynikało z jej wyglądu zewnętrznego.Jego powodem nie byłasuknia o twarzowym kolorze ani bardziej niż zwykle wypracowanafryzura.To piękno pochodziło z jej wnętrza.Była przekonana, że jegozródłem jest pocałunek, który połączył ją z Danielem Tremaine'em.Jej pierwszy pocałunek.Najwspanialszy pocałunek świata.Nadal trudno jej było uwierzyć, że naprawdę do niego doszło.Był jak krótka przerwa w rzeczywistości, marzenie, tajemnicza tęsk-nota, która ożyła.Dla niej pocałunek Daniela był bezcennym skar-bem, wspomnieniem, które mogła pielęgnować w sercu.Chwilą,którą będzie przeżywać wciąż na nowo, kiedy samotność i pustka jejżycia staną się zbyt trudne.Charlotte westchnęła.Podniosła rękę i powoli przesunęła opusz-kami palców po ustach, wspominając każde doznanie.Nawet w naj-dzikszych snach nie wyobrażała sobie rozkosznych odczuć, któreopanowały jej ciało, uczuć, które zamieszkały w jej sercu, kiedy jąprzytulił.Kiedy jego usta dotknęły jej ust
[ Pobierz całość w formacie PDF ]