[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jaki sposób signor Shaman wampomaga? - Odwraca się i patrzy na Toma.Wszyscy zauważają błyskw jej oku.- I czy wszystkie te pikantne historie o jego sprawności sąprawdziwe?To ostatnie pytanie wywołuje wybuch śmiechu, a nawet oklaski.Gdy Orsetta tłumaczy mu pytanie, Tom oblewa się rumieńcem.Majorunosi rękę.- Nie zamierzam zaszczycać tego pytania odpowiedzią.W od-powiedzi na poprzednie - poprosiliśmy Toma o pomoc w związku zpewnymi zagadnieniami religijnymi, które mogą- ale nie muszą - być258 związane z morderstwem Moniki.To wszystko.Nie będziemy więcejdyskutować na ten temat, więc proszę nie zadawać podobnych pytań.Młody reporter w pierwszym rzędzie podnosi rękę:- Wiemy, że w ostatnich dniach wyłowiono z laguny kilka ciał.Czy zidentyfikowaliście tych ludzi? Czy ich śmierć jest w jakiś spo-sób powiązana z morderstwem Moniki Vidic?- Wyłowiono ciała dwóch mężczyzn - odpowiada spokojnie Vito.- Jak dotąd nie udało nam się ich zidentyfikować, ale robimywszystko, co w naszej mocy.Dopóki nie dowiemy się, kim byli, i niepowiadomimy ich rodzin, sądzę, że powinniśmy powstrzymać się oddalszych spekulacji na ten temat.Poproszę następne pytanie.Szukając wzrokiem podniesionych rąk, major dostrzega ValentinęMorassi wchodzącą tylnymi drzwiami do sali.- Dobrze.Skoro nie ma więcej pytań, myślę, że signor Shamanpowinien powiedzieć teraz kilka słów.Mówi po włosku jeszczegorzej niż ja po angielsku, a ponieważ z pewnością nie wszyscy zpaństwa biegle władają mową Szekspira, zapewniliśmy obsługętłumaczki.Vito schodzi z podestu, ustępując miejsca Tomowi i Orsetcie.Pochwili wyrasta przed nim Valentina.Zasłania usta dłonią i pochyla siędo jego ucha.- Znaleziono ludzką wątrobę przybitą gwozdziem do ołtarza wSanta Maria della Salute.Vito zakrywa ręką twarz.- Dobry Boże. CAPITOLO XXXVI26 grudnia 1777 rokuWenecjaAmun budzi się i uświadamia sobie, że jest nagi.Znajduje się wpozycji pionowej.Czuje potworne zimno.Przywiązano go do drew-nianego krucyfiksu.Skóra cierpnie mu w lodowatym wietrze.Usiłujesię zorientować, gdzie jest.W ogrodzie? Na polu? Nie jest pewien.Boli go głowa.Otwiera oczy, ale widzi tylko rozmyte plamy.Zdjęto mu kaptur.Przynajmniej może oddychać.Ma wrażenie, żew głowie płonie mu piekielny ogień, choć resztę ciała ma przemarz-niętą do kości.Hałas.Tuż przed nim pojawiają się płomienie.Ogni-sko.Dostrzega twarze.Maski i płaszcze.Długie, elegancko haftowanepeleryny.Szalone przyjęcie, które mu obiecano! Czuje ulgę.- Louiso?! - wykrzykuje.Nie ma odpowiedzi.Wokół niego krążą zamaskowani ludzie.Czterech? Sześciu?Może ośmiu? A może to wciąż ta sama czwórka? Trudno powiedzieć,kiedy cały czas są w ruchu.Ich maski są dziwne.Nie przedstawiają żadnych znanych mu po-staci.Wyglądają na stare.Wyrabiane ręcznie.Zapewne przekazywanez pokolenia na pokolenie.Niepewność ustępuje miejsca złości.- Louiso!Próbuje odwrócić głowę, ale nie może.Coś ściska go za szyję.260 Szal? Nie, to nie jest szal.Lina.Zaciska się jak objęcia węża.Amun zaczyna się dusić.Ktoś wpycha mu w usta szmaty, kneblującgo.Kolejne liny owijają się wokół jego bicepsów i ud, wpijając sięboleśnie w skórę.Poprzez płomienie Amun dostrzega człowieka z długim, zagiętymkosturem, w spiczastym kapturze i srebrnej masce zakrywającej całątwarz.Wygląda jak kapłan.Na chwilę w Amunie budzi się nadzieja:być może to jakiś klasztor, w którym mnisi i siostrzyczki lubią siętrochę zabawić.Słyszał o takich miejscach.Wszyscy słyszeli.- Podczas gdy słabi wciąż oddają hołd Chrystusowi, my zebrali-śmy się tutaj, w tym świętym gaju, aby oddać cześć prawdziwemubogu - rozlega się głos kapłana.- Zebraliśmy się tutaj, aby przyzwaćjego moc, a poprzez tę ofiarę okazać naszą wierność i przywiązanie.Ofiarę.To słowo wdziera się w świadomość Amuna jak ostrzemiecza.Co to za nonsens? Kurtyzana kusiła go uciechami cielesnymi.Z pewnością to część zabawy.Dziki, szalony sposób na pobudzeniezmysłów.Otóż to! Strach.Największy afrodyzjak.Kobiety gouwielbiają.Widać to na ich twarzach, gdy znajdują się pod tobą.Amun przypomina sobie o jakimś francuskim markizie, który twier-dzi, że im więcej bólu, tym lepiej.Rozlega się skandowanie.Amun nie potrafi rozpoznać słów.Alboma kłopot ze słuchem, albo ci ludzie mamroczą.Wydaje mu się, żeskandują po łacinie.Pojawiają się przed nim dwie osoby.Płaszcze się rozchylają.Dwiekobiety.Nagie.W świetle płomieni ich skóra lśni jak złoto.Amunczuje przyjemne drżenie między nogami.Zapewne za chwilę wezmąjego członka w usta.Będą ssały go do utraty tchu, a potem dosiądą gojedna po drugiej.Doskonale.Nic trudnego.%7ładen Badawi nigdy niewstydził się publiczności.261 Jedna z kobiet przywiązuje mocniej jego lewy biceps.Amun czujejej włosy łonowe ocierające się o jego biodro.Lepiej przywiąż mnie mocno, ty mała dziwko, bo kiedy cię do-padnę, te deski popękają jak zapałki.Nie widzi drugiej kobiety, ale czuje jej bliskość - jego zwierzęcyinstynkt jest wyostrzony jak nigdy wcześniej.Nagle Amun wzdryga się.Ta dziwka tnie go nożem.To nie jestdraśnięcie.Nie ma w tym nic zmysłowego, ani prowokującego.Tocięcie było naprawdę.Głębokie i bolesne.Ostrze rozcina jego skóręponiżej bicepsa, pozostawiając ranę sięgającą łokcia.Knebel tłumiwrzaski Amuna.Wytrzeszcza oczy w przerażeniu.Usiłuje wierzgaćnogami.Skandowanie przybiera na sile.Dominus.Ktoś podstawia miskę pod jego ranę.Zbierają jego krew [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gieldaklubu.keep.pl
  •