[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed sześciu laty opublikował książkę o aferach wgospodarce mieszkaniowej wielkich miast i choć dzieło nie stało się bestsellerem, znalazłajeden egzemplarz w bibliotece publicznej w Nowym Orleanie.Grantham wyglądał starzej niżna zdjęciu z okładki, co nie ujęło mu uroku; może nawet dodało dzięki lekkiej siwiznie naskroniach.- Nie wiem, jak długo ty tu zostaniesz - odparła twardo.- Moje plany zmieniają się zminuty na minutę.Niewykluczone, że zobaczę kogoś na ulicy i polecę do Nowej Zelandii.- Kiedy wyjechałaś z Nowego Orleanu?- W poniedziałek wieczorem.Pojechałam taksówką do Baton Rouge, co było bardzogłupie, bo łatwo to sprawdzić.Potem poleciałam do Chicago, gdzie kupiłam bilety doczterech różnych miast, między innymi do Boise, gdzie mieszka moja matka.Na pokładsamolotu lecącego na La Guardia weszłam w ostatniej chwili.Zdaje się, że nikt mnie nieśledził.- Nic ci nie grozi.- Może w tej chwili.Kiedy opublikujesz swój artykuł, zaczną na nas polować.Jeśli wogóle zdołasz go opublikować.Gray zagrzechotał kostkami lodu w szklance i spojrzał na nią badawczo.- Wszystko zależy od tego, co mi powiesz.A także od tego, czy uda nam sięzweryfikować twoją historię w innych zródłach.- Zostawiam to tobie.Powiem ci wszystko, co wiem, reszta należy do ciebie.- Rozumiem.Kiedy zaczynamy?- Po obiedzie.Wolę mówić z pełnym żołądkiem.Chyba ci się nie śpieszy, prawda?- Oczywiście, że nie.Mam całą noc i cały jutrzejszy dzień, a także dzień trzeci,czwarty i następne.Zakładam, że mówimy o największej od dwudziestu lat aferze, jaka maszansę ujrzeć światło dzienne, więc poświęcę ci tyle czasu, ile zechcesz.Darby uśmiechnęła się i odwróciła głowę.Dokładnie przed tygodniem czekała zThomasem przy barze na stolik w Mouton s.Callahan miał na sobie czarną jedwabnąmarynarkę, dżinsową koszulę, czerwony krawat w orientalne wzory i mocno wykrochmalonespodnie khaki.Założył półbuty na gołe stopy.Rozpiął kołnierzyk koszuli i rozluznił krawat.Czekając na miejsce, rozmawiali o Wyspach Dziewiczych, Zwięcie Dziękczynienia i GavinieVerheeku.Thomas pił jak zwykle jednego drinka za drugim.W końcu upił się, co ocaliło jejżycie.W ciągu ostatniego tygodnia postarzała się psychicznie o wiele lat.Po raz pierwszy odtamtej środy mogła prowadzić normalną rozmowę z kimś, kto nie życzył jej śmierci.Skrzyżowała nogi na stoliczku do kawy.Nie czuła się nieswojo, goszcząc u siebienieznajomego.Odprężyła się.Twarz Granthama mówiła: Zaufaj mi.Dlaczego nie? Komuzresztą miałaby zaufać?- O czym myślisz? - zapytał.- Przeżyłam ciężki tydzień.Siedem dni temu byłam zwykłą studentką prawa, imarzyłam o zwyczajnej prawniczej karierze.A teraz.Spójrz, jak wyglądam.Spoglądał na nią.Starał się opanować i nie pożerać jej wzrokiem jak niewyżytystudent - mimo to spoglądał.Miała ciemne, bardzo krótkie włosy, układające się w dosyćstylową fryzurę - wolał jednak jej dłuższą wersję, taką jak na faksie.- Opowiedz mi o Callahanie - poprosił.- Dlaczego?- Nie wiem.Jest przecież częścią tej historii, prawda?- No tak.Opowiem ci pózniej.- W porządku.Twoja mama mieszka w Boise?- Tak, ale o niczym nie wie.Gdzie mieszka twoja?- W Short Hills w New Jersey - odparł z uśmiechem.Ssał kostkę lodu i czekał nakolejne pytanie.- Co podoba ci się w Nowym Jorku?- Lotnisko, bo to najkrótsza droga, żeby się stąd wyrwać.- Byłam tu latem.z Thomasem.Upały większe niż w Nowym Orleanie.Grantham zdał sobie nagle sprawę, że nie rozmawia z małą, napaloną studentką, alepogrążoną w żałobie wdową.Ta nieszczęsna kobieta cierpiała.Nie przyglądała się jegowłosom, ubraniu czy oczom.Cierpiała.Do jasnej cholery!- Przykro mi z powodu Thomasa - powiedział.- Nie będę już o niego pytał.Uśmiechnęła się lekko i nic nie odpowiedziała.Ktoś zastukał głośno.Darby zerwała się na równe nogi i spojrzała przerażona nadrzwi.Oddychała ciężko.To tylko obiad.- Ja otworzę - powiedział Grantham.- Nie bój się.ROZDZIAA 29Wybrzeże krainy niedawno nazwanej Luizjaną od tysiącleci było polem bitewnym, naktórym natura toczyła nieustanną, cichą i potężną wojnę.Była to wojna o ziemię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]