[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zapraszam na herbatę.- Nie teraz, Kalinka.Musimy się zainstalować.- Gdzie?- My tu na tydzień.Jeden koleś, nie znasz go.taki Damian.W naszych czasach nietrzymaliśmy się jeszcze.Dał mi klucze do gospodarstwa.- Damian Daszyński? Daszyńskich syn?- Zgadza się.Mama i tata zostawili mu tutaj hacjendę.Już, widzę, wsiąkłaś w okolicę.- %7łebyś wiedział.Pogadamy przy herbatce.- Ale jutro, dobrze? Chcemy się jeszcze dziś za dnia zainstalować na chacie, a niewiem, co tam zastanę.- Nie dojedziecie takim samochodzikiem.Za dużo śniegu w tamtą stronę.- Nie obrażaj mojego terenowca.- Jak chcesz.W razie czego mogę ci pożyczyć samochód Adriana.Prawdziwy teren.- Rozumiem, że wyszłaś za mąż na bogato.- Wyszłam z miłości, a jak chcesz znać szczegóły.- Chcę, bardzo.Wszystko sobie powiemy.Przyjedziemy jutro z rana.Albo lepiej jutrowieczorem, co ty na to?- Raczej przyjdziecie tu po pomoc za godzinę, kiedy utoniecie w zaspach.Alboześlizgniecie się do Wisły.Zdradliwe rozlewiska wszędzie się porobiły jeszcze przedświętami.Cienki lód.Mówię ci na wypadek, gdyby wam się zachciało łazić gdzieś przybrzegu.%7łebym cię nie musiała wyciągać.Ja albo Adrian.Cieszę się strasznie, że wasspotkałam.Długo zostajecie?- Pięć dni.- Szkoła przetrwania? Wychowujemy prawdziwych mężczyzn?- Nic innego!- Aadne te twoje urwisy.- Kalina znowu się uśmiecha.Jest naturalnie opalona i - jaksię wydaje - szczęśliwa.- Udani po mamie.- Cieszy mnie, że wciąż próbujesz czarować.Tak czy owak, czekam na was.* **Kilka minut pózniej i półtora kilometra dalej okazuje się, że śnieg faktycznie jestza wysoki, by przejechać.Bezkres zasypanego pola podnosi się płynnie na skrajuniewielkiego zagajnika, wypiętrzając śnieg w długie białe fałdy, pod którymi można się jużtylko domyślać dalszego biegu drogi.Jeśli mapa w skali jeden do dziesięciu tysięcy niekłamie, od brzegu Wisły dzieli ich teraz trzysta albo czterysta metrów.Od gospodarstwaDamiana - w którym Robert był dotąd tylko dwa razy i po pierwsze, dawno, po drugie, latem,a po trzecie, pijany - najwyżej połowa tego odcinka.- Wiecie, że za tym laskiem będzie już chyba nasz dom?- I poprosimy tą panią o duży samochód?- Nie, sami damy sobie radę.Do pani pójdziemy jutro w odwiedziny.A terazzałożycie szaliki, wezmiemy plecaki i przebijemy się przez lasek.Między drzewami śnieg jestmniejszy.- A samochód?- Nikt go stąd nie zabierze.Kiedy napalimy w piecach, to sobie wrócimy po torbę,wędkę i resztę rzeczy, dobrze?- Przekopiemy potem drogę? Tak jak to robią na Alasce?- Może.- Zabierzemy jedzenie? Bo ja już jestem trochę głodny.- Zabierzemy najpierw przekąski, a potem wrócimy i przyniesiemy resztę bagaży.-Robert wyłącza silnik i zakłada kurtkę.Kolejna godzina upływa rozkosznie.Najpierw bitwa na śnieżki, potem przeprawaprzez zmarzniętą gęstwinę niskich sosen i oblodzony grzebień dzikich wierzb.Pózniejkolejno: skok nad płotem, ogrzewanie zapalniczką zamarzniętej kłódki od chlewika-graciarni,przekopywanie się za pomocą łopat przez nawiany wysoko śnieg do drzwi wejściowychchatki.Zamek nie puszcza.Teraz trzeba opalić w ogniu klucz.Cierpliwe ogrzewanie nadpłomykiem plus smarowanie wygrzebaną z chlewa stearyną dają łącznie pożądany efekt:drzwi wreszcie stają otworem.W tym samym momencie zasłona chmur na niebie rzednie,odsłaniając kawałek bladego nieba i słabe, zmęczone zimą słońce.Nieśmiała porcja światłasprawia, że szarozielonkawy śnieg na podwórzu i dachu domu natychmiast błyska ciepłymiodcieniami.- No i widzicie, jaka nam się piękna pogoda szykuje? Jak na zamówienie.- Robertprzytrzymuje w progu otwarte drzwi.- Kto pierwszy wchodzi?Z wnętrza chaty wieje chłodem i zbutwiałą wilgocią.- Tam są pająki?- Jeżeli nawet były latem, to zamarzły na kość i się nie ruszają.- Strasznie zimno tutaj.- Gorzej niż na dworze.- To nie zdejmujcie czapek.Zaraz to naprawimy.Ja przyprowadzę taczkę z chlewa,a wy ją napełnicie drewnem z tamtej sterty.- Ale ja pierwszy będę rozpalał ogień.- Krzysio zapali w piecu, a Jasio w kominku.Zobacz, jaki jest fajny.- A do czego są te druty?- Do suszenia grzybów.Albo skarpetek.- Mam mokro w nogach.- To dopiero teraz mi, Jasiek, mówisz?! Zciągaj buty.Pokaż.O fuck! Maszw plecaczku drugie skarpety?- W torbie zostały.- Cholera.Dobra.To najpierw zapalimy ogień, a potem pobiegnę do auta.Jasio, tyzostań tutaj, masz moją kurtkę, wsadz w nią stopy, my z Krzysiem lecimy po opał.Aha.termos.Po chwili młodszy syn, skulony na lodowatej kanapie przy zimnym palenisku, popijaparującą herbatę z nakrętki, a starszy wraz z tatą uwija się na zaśnieżonym podwórzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]